Gdy otworzyli lokal, w sieci wylała się lawina antyukraińskiego hejtu. "Byliśmy kompletnie zaskoczeni"
Kawiarnia to efekt działań Towarzystwa Przyjaciół Bielska-Białej i Podbeskidzia. Organizacja otrzymała na jej utworzenie grant z Kulczyk Foundation, w ramach programu "Cześć Dziewczyny!", mającego poprawić sytuację kobiet i dzieci zmuszonych do ucieczki z Ukrainy z powodu wojny.
Za koordynację polsko-ukraińskiej klubokawiarni o nazwie Dobrego Dnia odpowiedzialny jest Piotr Płatek, przedstawiciel Towarzystwa. Jak mówi, miejsce to zostało stworzone z myślą o integracji polsko-ukraińskiej. - W samym Bielsku jest około 8 tysięcy Ukraińców. Zależy nam na tym, żeby dobrze czuli się w naszym mieście. Przez nasze biuro przewijają się setki, jeśli nie tysiące uchodźców z Ukrainy. Pomagamy im w znalezieniu mieszkania, pracy, oferujemy doradztwo podatkowe czy porady prawne - opisuje.
Klubokawiarnię, w której można wypić kawę czy zjeść tradycyjne ukraińskie wypieki, prowadzą dwie kobiety pochodzące z Berdiańska - miasta partnerskiego Bielska-Białej. Do Polski trafiły wkrótce po wybuchu wojny, dzięki polskim wolontariuszom.
Natalia i Antonina
Natalia Lovkina, baristka, uciekała ze swego domu do Polski z małą córeczką i z siedemnastoletnim synem. Gdy trafiła do Bielska, zaproponowano jej prowadzenie kawiarni i zaangażowanie przy jej powstawaniu. Zabiegała między innymi o to, by znalazły się tu ukraińskie książki, po które jeździła m.in. do Lwowa, a także gry planszowe - również w wydaniu ukraińskim. Książki można wypożyczyć, z gier skorzystać na miejscu albo kupić.
Gry i książki w kawiarni Dobrego Dnia Ewelina Bertoldi
- Przychodzi sporo Polaków i Ukraińców. Największy ruch mamy wieczorem. Odwiedzają nas młodzi, przychodzą też starsze panie z koleżankami - mówi Natalia. Podkreśla, że ta praca jest dla niej ważna przede wszystkim dlatego, że przy okazji uczy się języka polskiego. Po drugie lubi poznawać nowych ludzi. - Jestem bardzo towarzyską osobą, im więcej nowych osób przychodzi, tym więcej mam znajomych - dodaje baristka.
"Pachnie tu kawą i ciastkami"
Antonina Mishchenko - druga z prowadzących lokal - jest cukiernikiem. Przez kilkanaście lat w Ukrainie prowadziła swoją cukiernię. Do Bielska-Białej przyjechała z mamą i córką, która przed trzema miesiącami urodziła dziecko. - Dostałam kilka propozycji pracy, jednak wybrałam właśnie tę. Spodobała mi się atmosfera tego miejsca. Pachnie tu kawą i ciastkami - uśmiecha się nasza rozmówczyni.
- Do wypieków używam tylko tradycyjnych produktów. Nasi goście mogą spróbować tradycyjnego ukraińskiego sernika czy rolady z wiśniami. Jednak największym powodzeniem cieszy się miodownik - podkreśla pani Antonina. I dodaje, że do lokalu ma wkrótce przyjść grupa 30 bielskich uczniów, którzy uczą się cukiernictwa, żeby najpierw spróbować tradycyjnych ukraińskich wypieków pani Antoniny, a potem nauczyć się od niej, jak je samemu robić.
Ukrainki prowadzące kawiarnię Dobrego Dnia w Bielsku-Białej Ewelina Bertoldi
"Byliśmy kompletnie zaskoczeni krytyką"
Polsko-ukraiński lokal działa kilkanaście dni. Przychodzi do niego coraz więcej osób, ale początki nie były łatwe. W sieci pojawiało się wiele ksenofobicznych komentarzy wymierzonych nie tylko w samą inicjatywę, co w Ukraińców w ogóle.
- Byliśmy kompletnie zaskoczeni krytyką, choć można powiedzieć, że te nienawistne komentarze nawet nam pomogły, bo o lokalu zrobiło się głośniej. Dziewczyny były na początku lekko tym przerażone. Internauci i mieszkańcy Bielska pospieszyli jednak z pomocą, przychodzili, pocieszali i w sumie na tę chwilę wszystko rozeszło się po kościach - mówi Piotr Płatek.
Okolice lokalu częściej patroluje też policja, co potwierdza zresztą niespodziewana wizyta dzielnicowej podczas realizacji naszego materiału. - Po tym, co się działo w sieci po otwarciu klubokawiarni, baczniej pilnujemy tych okolic - mówi policjantka.
Klubokawiarnię Dobrego Dnia odwiedza także - podczas naszej obecności - pani Ewa. Przychodzi z Iriną, ukraińską koleżanką, która pomaga jej w prowadzeniu ogrodu. - My pomagamy Ukraińcom, ale i oni pomagają nam, wspierając nas w różnego rodzaju pracach - mówi, zamawiając u Natalii capuccino.
Irina do Polski przyjechała 9 marca z córką i wnuczką. Po kilku miesiącach, gdy córka zdecydowała się wrócić do Ukrainy, została w Bielsku sama. Mówi, że zawsze będzie podkreślać, iż największym polskim skarbem są ludzie. - Wiele razy mi pomogli i nigdy nie doświadczyłam od nich niczego złego - dodaje uchodźczyni.
- Ile zapłacimy za prąd? Rząd wybrał scenariusz bez "wstrząsu dla milionów"
- Impreza Zjednoczonej Prawicy w rocznicę katastrofy smoleńskiej. Wezwano Straż Marszałkowską
- Trump postąpi z Dudą tak samo, jak Duda z Zełenskim? "Groźne memento"
- Dyscyplinarka wobec żony Wąsika? Jest odpowiedź GIS
- Tragedia w Andrychowie. Nie żyje 11-letnia dziewczyna
- Polak współpracował z rosyjskim wywiadem. "Planował zamach"
- Marihuana jest w Polsce legalna. Ale tylko dla bogatych
- Skompromitowany arcybiskup udzieli bierzmowania. Kuria stoi za nim murem
- Kandydat Konfederacji czarnym koniem wyborów w Bełchatowie. "Wnosi powiew świeżości"
- Koalicja nadal w trybie kampanijnym. "Problem z przełączeniem na tryb rządzenia"