Beskidy. Dwa razy ratowali tego samego turystę. Trzeciego dnia znowu go spotkali. "Nikogo nie oceniamy"

REKLAMA
Ratownicy GOPR apelują o rozwagę w górach. - Warunki zaczęły się poprawiać, ale pogoda jest zmienna - mówią. W ostatnich dniach goprowcy przeprowadzili 18 akcji ratunkowo-poszukiwawczych. Udzielili pomocy 22 osobom. Jednego z turystów ratowali dwukrotnie.
REKLAMA
Zobacz wideo

W Beskidach do soboty obowiązuje ostrzeżenie przed silnym mrozem. Jak prognozuje IMGW, nocami temperatura może spadać do -20 stopni, w ciągu dnia maksymalnie do -5. Nie ma natomiast zapowiadanych większych opadów śniegu i pojawiło się słońce.

REKLAMA

- Wszystko się polepsza. Ten śnieg, który w weekend napadał, siada, więc warunki są coraz lepsze - mówi nam ratownik dyżurny beskidzkiej grupy GOPR. - Musimy mieć jednak z tyłu głowy, że ta pogoda w górach jest zmienna - ostrzega.

Na Babiej Górze dalej obowiązuje trzeci stopień zagrożenia lawinowego. Główne szlaki w Beskidach są przetarte, na mniej uczęszczanych mamy głęboki śnieg. - Poruszanie się zimą po górach bez rakiet śnieżnych albo nart skiturowych jest całkowicie nieodpowiedzialne - zaznacza nasz rozmówca.

Cztery akcje ratunkowe na Babiej Górze

Beskidzcy goprowcy w weekend na Babiej Górze przeprowadzili cztery wyprawy ratunkowe. W sobotę wieczorem otrzymali zgłoszenie o dwóch mężczyznach idących szlakiem czarnym z Zawoi Podryzowana do schroniska PTTK na Markowych Szczawinach. Mężczyźni osłabli po wielogodzinnym torowaniu w głębokim śniegu. Pomogło im 11 ratowników.

W niedzielę rano 14 ratowników ruszyło na pomoc turystom, którzy na zboczu Babiej Góry spędzili noc. Wyszli na Diablak dzień wcześniej, po południu. "W wyniku wielogodzinnej wędrówki w skrajnie trudnych warunkach zabrakło im sił na zejście, a w ich telefonach rozładowały się baterie - byli zmuszeni przetrwać noc w wykopanej przez siebie jamie śnieżnej. Rano turyści obudzili się bardzo wychłodzeni. U jednego z nich pojawiły się odmrożenia na dłoniach. Na szczęście, w wyniku ogrzania jeden z telefonów odzyskał energię, co umożliwiło wezwanie pomocy" - opisują akcję goprowcy.

REKLAMA

Tego dnia ratownicy pomagali także dwóm osobom, które zabłądziły podczas zejścia pomiędzy Gówniakiem a Kępą.

Dwukrotnie ratowali tego samego turystę, a w poniedziałek znowu go spotkali

Jedna z niedzielnych akcji na Babiej Górze szczególnie zaskoczyła ratowników. O godz. 16.30 otrzymali zgłoszenie od starszego turysty, który błądził w rejonie kopuły szczytowej Babiej Góry. Do akcji ruszyło 10 osób. Wielkie było ich zdziwienie, gdy okazało się, że poszkodowany jest tą samą osobą, którą ratowali trzy dni wcześniej w rejonie Hali Krupowej. Wtedy 72-latek był ze starszą kobietą. Szedł ze Skawicy Suchej Góry szlakiem niebieskim do schroniska na Hali Krupowej. Para wezwała goprowców, gdy opadła z sił. Kobietę ratownicy zawieźli na miejsce skuterem, mężczyzna w asyście dotarł tam o własnych siłach.

Podczas niedzielnej akcji 72-letniego turystę sprowadzono do schroniska na Markowych Szczawinach. - A w poniedziałek spotkaliśmy mężczyznę trzeci raz na szlaku. Na szczęście było to podczas patrolu i już nie potrzebował pomocy. Życząc mu miłej wycieczki, powiedzieliśmy, że oczywiście na pomoc może liczyć - mówi nam ratownik dyżurny beskidzkiej grupy GOPR. - My nikogo nie oceniamy. Nie jesteśmy instytucją, która ma zabraniać chodzić po górach, ale w razie czego pomóc, jeżeli ktoś swoje siły źle obliczy. Jednak apelujemy o rozsądek - dodaje nasz rozmówca.

Skiturowiec nie wzywał pomocy, bo nie chciał płacić za akcję słowackich ratowników

Podczas weekendowego załamania pogody beskidzcy goprowcy przeprowadzili 18 działań ratunkowo-poszukiwawczych, pomogli 22 osobom. W działaniach wzięło udział w sumie 188 ratowników. 

REKLAMA

Akcja, którą goprowcy pewnie zapamiętają na długo, miała miejsce na Pilsku. W sobotę około godziny 16 zgłosił się narciarz skiturowy, że ma problemy techniczne i nie może się poruszać w głębokim śniegu. "Ratownik dyżurny w CSR Szczyrk, będąc w chwilowym kontakcie z poszukiwanym, poinformował go, że znajduje się na terenie Słowacji, stąd konieczne będzie przekazanie wezwania do Horská Záchranná Služba [słowacka służba zajmująca się ratowaniem górskim], po czym kontakt ze zgłaszającym urwał się" - czytamy w relacji ratowników.

Niedługo potem na jednej z grup w mediach społecznościowych ratownicy dowiedzieli się, że ten sam mężczyzna wcześniej szukał pomocy wśród społeczności narciarzy. Nie chciał jednak wezwać służb słowackich, bo nie wykupił ubezpieczenia od takich działań i obawiał się kosztów akcji ratunkowej po stronie słowackiej.

Do akcji ruszyli ratownicy ze Słowacji i 49 ratowników Grupy Beskidzkiej GOPR. "Zjeżdżając powoli w dół, nawoływaliśmy. W pewnym momencie usłyszeliśmy desperacką odpowiedź (...) i [zobaczyliśmy] słaby błysk czołówki. Była 02.30 w nocy. Zobaczyliśmy mężczyznę stojącego w zagłębieniu terenu, w śniegu do połowy uda. Był przemoczony, wychłodzony i skrajnie wyczerpany torowaniem w głębokim śniegu przez ponad 10h" - opisywał moment znalezienia turysty jeden z ratowników.

Jak podkreślają ratownicy, ta wielogodzinna wyprawa była jedną z trudniejszych, którą przyszło im prowadzić w ostatnich latach. "Kilku ratowników doznało mniejszych lub większych urazów, każdy z uczestników poświęcił w niej ogrom sił" - wskazują.

REKLAMA

"Jako ratownicy staramy się nigdy nie oceniać zachowań osób ratowanych, szczególnie znajdujących się w trudnej sytuacji, w ekstremalnych warunkach pogodowych. (...) Prawdopodobnie gdyby ratowany nie był sam, miał naładowany telefon lub wysłałby zgłoszenie przez aplikację Ratunek, pomoc nadeszłaby w ciągu kilku godzin. Jak można przypuszczać, obawa przed kosztami akcji spowodowała trudną do zrozumienia decyzję mężczyzny o torowaniu w głębokim śniegu pod górę i próbę powrotu na szczyt Pilska, z którym rozminął się kilkaset metrów, zapuszczając się coraz głębiej w bardzo trudno dostępny teren. Decyzja ta mogła kosztować życie młodego mężczyzny" - podkreślają w swojej relacji ratownicy

REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA

DOSTĘP PREMIUM

REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA
Copyright © Grupa Radiowa Agory