"Ratownictwo górskie to nie indywidualne mistrzostwa, tu pracuje się zespołowo"
Karol Pastwa do egzaminu na ratownika GOPR przystąpił dwa lata temu na Hali Miziowej (schronisko w Beskidzie Żywieckim). Jak mówi, dobrze pamięta ten dzień. - Warunki śniegowe były idealne - wspomina. Po egzaminie sprawnościowym (narciarskim) zaliczył topografię i rozmowę z instruktorami. Mimo to nie mógł od razu zacząć pracy oficjalnie jako ratownik GOPR. W ciągu dwóch lat od zdania egzaminu trzeba bowiem odbyć obowiązkowy staż kandydacki. Dopiero po nim kandydat może zostać ratownikiem-ochotnikiem.
Jako kandydat Pastwa pełnił dyżury narciarskie i górskie. Jeździł do wypadków i na wyprawy, ale jeszcze pod okiem starszych kolegów. W ubiegłym roku złożył ślubowanie w Grupie Beskidzkiej GOPR.
Dlaczego chciał zostać ratownikiem? - Od dziecka mam kontakt z górami i to było dopełnienie górskiego spełnienia siebie - mówi. - Najważniejsza jest dla mnie satysfakcja, że udało się pomóc ludziom. To napędza nas do działania - dodaje.
Po tych dwóch latach już wie, że najtrudniejsze są dla niego wyprawy w nocy, kiedy organizm jest najbardziej zmęczony. Przyznaje, że kiedy o 4 nad ranem musi wyjść - w deszcz, wiatr czy śnieżycę - to się nawet czasem trochę odechciewa. - To obciąża nie tylko fizycznie, ale też psychicznie - mówi.
- Brałem udział w wielu akcjach i wyprawach. Na pewno każda zakończona sukcesem cieszy - zapewnia. - Ratownictwo górskie to nie są indywidualne mistrzostwa. Tu pracuje się zespołowo. Czasami turystę znajduje inna grupa ratowników, w innym sektorze niż byłem ja, ale wtedy też jest radość, że turysta został odnaleziony - przekonuje nasz rozmówca.
Egzamin przełożony
Egzamin na nowych ratowników GOPR w Beskidach miał się odbyć w najbliższy weekend. Plany pokrzyżowała jednak pogoda, a konkretnie - brak śniegu.
- Podczas egzaminu sprawdzamy umiejętności narciarskie, czyli jazdę po trasach, a do tego warunki śniegowe muszą być odpowiednie - informuje Maciej Stanisławski, szef wyszkolenia Grupy Beskidzkiej GOPR. - Nie przeprowadzimy egzaminu na łatwym stoku, po którym jeżdżą początkujący narciarze. Musimy mieć zaśnieżone trudniejsze trasy: czerwone i czarne - dodaje.
- Oprócz egzaminu narciarskiego [sprawnościowego] jest jeszcze część teoretyczna z topografii - w formie testu. Tę można by wprawdzie teraz przeprowadzić, ale to wiąże się z logistyką, bo żeby zaliczyć narty, kandydaci musieliby kolejny raz przyjeżdżać - mówi Stanisławski. Ostatecznie więc egzamin przesunięto na 18 i 19 lutego, a nabór kandydatów został przedłużony do 10 lutego.
Kto może się zgłosić?
Jak wyjaśnia Stanisławski, kandydat na ratownika musi dobrze znać teren - orientować się, gdzie jest, jakim szlakiem i gdzie można dotrzeć oraz jak dojechać w konkretne miejsce. - Szukamy osób, które sprawnie i dobrze technicznie poruszają się na nartach, mniej więcej na poziomie pomocnika instruktora Polskiego Związku Narciarskiego - wyjaśnia szef wyszkolenia.
Do minionego piątku, do centrali GOPR w Szczyrku, dotarło około 30 formularzy zgłoszeniowych od kandydatów. Jednak wiele osób dopisuje się na ostatnią chwilę. - Przewidujemy, że będzie około czterdziestu paru osób. Ta liczba jest co roku podobna - mówi ratownik. Rok temu - z czterdziestu kandydatów - ośmiu zostało przyjętych do GOPR. W poprzednich latach liczba zdających wahała się od 10 do 18.
- W tej chwili przepisy nie określają limitu wieku, natomiast wyszkolenie ratownika do pierwszego stopnia trwa kilka lat - zauważa Stanisławski. To potwierdza też doświadczenie Karola Pastwy, który po zdanym egzaminie musiał odbyć staż, aby potem starać się o status ratownika-ochotnika. - Dlatego w przypadku starszych osób robi się pewien problem, bo dużo czasu potrzeba na wyszkolenie, a później te osoby fizycznie nie są w stanie działać jako ratownicy w górach - tłumaczy Stanisławski.
- Szukamy przede wszystkim osób, które są na miejscu. One są mobilne i w większym stopniu mogą nam pomóc niż osoby, które mieszkają kilkaset kilometrów od terenu działania. Wprawdzie są i tacy ludzie - przyjeżdżają na dyżury i są aktywne, ale w przypadku działań nieplanowanych nie są w stanie nam pomóc choćby ze względu na czas dojazdu, na przykład z Warszawy czy z bardziej odległych miejscowości - wyjaśnia nasz rozmówca. - Ale mamy też i takich ratowników, którzy mieszkają nawet poza granicami Polski i przyjeżdżają na jakiś okres, pełnią dyżury i później wracają do siebie - dodaje.
Osoby, które chciałyby zostać ratownikiem GOPR w Grupie Beskidzkiej, mogą się cały czas zgłaszać. Wszelkie niezbędne informacje można znaleźć pod tym linkiem.
- Marihuana jest w Polsce legalna. Ale tylko dla bogatych
- Atak Izraela na Iran skończy się wojną atomową? Nawet "Rosja jest bardziej przewidywalna"
- Zakonnica w ZUS. "Byłam przekonana, że jestem w ukrytej kamerze"
- Impreza Zjednoczonej Prawicy w rocznicę katastrofy smoleńskiej. Wezwano Straż Marszałkowską
- Warszawa. Dlaczego wyją syreny alarmowe? Apel do mieszkańców
- Dziecko urodzone przy granicy z Białorusią. "Będę zabiegał o procedurę azylową"
- Co z konfiskatą aut pijanym kierowcom? Bodnar o szczegółach nowelizacji
- Jędraszewski grzmi: "Żadne poczęte dziecko nie jest częścią matki"
- Chwile grozy w Paryżu. Mężczyzna groził wysadzeniem konsulatu Iranu
- "Sytuacja jest niestabilna". LOT odwołuje rejsy do Tel Awiwu i Bejrutu