Bez mięsa, telewizji, wbijania gwoździ i wieszania bielizny. Tak Ślązacy spędzają Wilijo

REKLAMA
"W tym dniu nie można było wbijać gwoździ, żeby nie bolały zęby. Nie rąbało się drewna, aby nie bolała głowa, a wieszanie bielizny było absolutnie zakazane, żeby w nadchodzącym roku nikt z rodziny nie umarł" - z Anną Kulczyk z Górnośląskiego Parku Etnograficznego w Chorzowie o ślonskich zwyczajach łosprawio Bogdan Widawka.
REKLAMA
Zobacz wideo

Bogdan Widawka: Święta Bożego Narodzenia zaczynają się od Wigilii, ale u nas - na Górnym Śląsku - jest to Wilijo.

Anna Kulczyk: To dzień szczególny, któremu od wieków przypisywano znaczenie symboliczne. Są między innymi różnego rodzaju powiedzenia i przysłowia związane z Wilijom, na przykład: "Jakiś w Wilijo, takiś przez cołki rok" albo "Jak ktoś łoberwie w Wilijo, bydzie bity przez cołki rok".

REKLAMA

W Wilijo od samego rana obowiązywały pewne zasady. W ten szczególny dzień należało wstać wcześnie, ale każdy powinien wstać sam, nikt nie powinien być obudzony. W tym dniu należało zachowywać się dobrze, nie sprawiać drugiemu człowiekowi przykrości. Trzeba było być przez cały dzień miłym.

Były też zasady, które dziś mogą dziwić, na przykład nie należało w tym dniu wbijać gwoździ, żeby nie bolały zęby. Nie rąbało się drewna, aby nie bolała głowa przez cały rok, a wieszanie bielizny było absolutnie zakazane, żeby w nadchodzącym roku nikt z rodziny nie umarł. Cały ten dzień przebiegał pod znakiem przygotowania do kolacji wigilijnej, czyli Wiliji.

Jestem Ślązakiem i - jak trzeba - poradza godać po ślonsku, ale nie wyobrażam sobie tych wszystkich zwyczajów w jednym domu.

Na pewno wszystkich nie ma w jednym domu, ale w wielu rodzinach obowiązuje w tym dniu post. Nie tylko nie wolno jeść mięsnych potraw, ale obowiązuje też zakaz oglądania telewizji czy grania w różnego rodzaju gry komputerowe.

Przypomniała mi pani, że w moim domu, kiedy byłem jeszcze dzieckiem, telewizor w tym dniu był wyłączony. Zastanawiam się, jak ja powiem swoim dzieciom, żeby wyłączyły komputery, nie mówiąc już o smartfonach…

Ja nie będę miała z tym problemu - telefony zabiorę, komputery wyłączę, a telewizora nie mam. Zagonię moich chłopaków do ubierania choinki i do różnych prac porządkowych [śmiech].

REKLAMA

A jak to jest z choinką? Czy w dawnych czasach na Śląsku choinka w Wilijo już stała w domu, czy była tam wcześniej?

Choinka powinna być ustawiona w domu i udekorowana właśnie w Wigilię, ale bywało też tak, że choinka stała w domu od kilku dni.

Stół wigilijny nakrywano białym obrusem, pod który wkładano siano i monety, a w kącie izby ustawiało się snop słomy - miało to symbolizować pomyślność. Pod stołem można było rozsypać słomę, a w rodzinach górniczych pod stołem pojawiał się młot, który miał zadanie odpędzać złe moce i chronić przed chorobami nóg.

Czasem też wiązano cztery nogi stołu łańcuchem, co symbolizowało zacieśnienie więzów rodzinnych. Do wieczerzy wigilijnej każdy z domowników musiał zasiąść umyty, uczesany, w odświętnym stroju.

Przychodzi w końcu ten moment, kiedy łamiemy się opłatkiem, składamy sobie życzenia i zasiadamy do Wiliji. A ja mam wtedy w głowie jedną myśl - żeby dobrać się do makówek*. Moja żona - w domu rodzinnym - oprócz makówek miała też moczkę**, ale jakoś ta zupa nie przypadła mi do gustu, choć jest bardzo słodka.

Są też inne wigilijne zupy, niekoniecznie słodkie. Na Górnym Śląsku była kiedyś popularna śiemieniotka albo konopiotka, czyli zupa z siemienia lnianego, z tzw. krupami pogańskimi, czyli z kaszą gryczaną. Była też zupa rybna, grzybowa, barszcz czy fasolowa.

REKLAMA

Oczywiście na wigilijnym stole musiała być ryba. Były to karpie - wbrew obiegowej opinii, że karpie pojawiły się dopiero w PRL. Te ryby były na wigilijnych stołach na Górnym Śląsku znacznie wcześniej, jeszcze przed pierwszą wojną światową, a zapewne też i dawniej.

Świadczą o tym reklamy w przedwojennej prasie, w której informowano, że "właśnie w sprzedaży pojawiły się karpie świąteczne". Więc na wigilijnym stole w Wilijo były: ryba, kasze, kapusta z grzybami, ziemniaki, moczka, makówki, kompot z suszu, jabłka, orzechy i miód.

Na koniec Wiliji jest moment, na który czekają wszystkie dzieci. I nie tylko dzieci...

No pewnie! [śmiech]. Na Górnym Śląsku prezenty przynosi Dzieciontko i robi to w bardzo dyskretny sposób, na przykład wtedy, gdy wszyscy domownicy siedzą przy wigilijnym stole - podrzuca prezenty pod choinkę lub w inne miejsce w domu. Na Śląsku nazywamy Dzieciontkiem nie tylko tego, kto przynosi prezenty w Wilijo, ale też sam zwyczaj obdarowywania się prezentami. Mówi się na przykład: "co dostałeś od Dzieciontka" albo "na Dzieciontko".

W innych regionach Polski od prezentów jest Aniołek, Święty Mikołaj albo Gwiazdor - tak jak na przykład w Zagłębiu. 

REKLAMA

Jesteśmy po kolacji wigilijnej, prezenty dawno rozpakowane, ale zanim zaczniemy świętować pierwszy dzień świąt Bożego Narodzenia, jest coś jeszcze…

Tak. W Wilijo w nocy Ślązacy idą na pasterkę, czyli na uroczystą mszę świętą odprawianą w kościołach o północy.

Jeśli wierzyć legendzie, zwierzęta w wigilijną noc mówią ludzkim głosem, ale na Górnym Śląsku jest inaczej. Tu gadziny, czyli zwierzęta gospodarskie, godajom, nie mówią.

Godajom, ale nie każdy może to usłyszeć. Trzeba być człowiekiem o czystym sercu, żeby ta godka usłyszeć [śmiech]. Kiedyś po wieczerzy wigilijnej śląski gospodarz szedł do swojego inwentarza, zabierając ze sobą resztki z wigilijnego stołu, które mieszał z paszą i opłatek. Tak jest czasem i dziś.

W pierwszy i w drugi dzień świąt zapraszamy do siebie rodzinę, przyjaciół. Wychodzimy też na spacer, na przykład obejrzeć betlyjki, czyli śląskie szopki bożonarodzeniowe.

Betlyjki stawiane były i są do dziś w kościołach, ale też w domach, na przykład pod choinką. W szopce są figurki małego Jezuska w żłóbku, Maryi, Józefa, Trzech Mędrców, pastuszków i zwierząt pasterskich, ale też obowiązkowo są w betlyjce kamele.

Kamele, czyli po śląsku: wielbłądy.

Tak, kamele to wielbłądy [śmiech].

REKLAMA

Jakie śląskie zwyczaje świąteczne zachowały się w pani domu?

W moim domu rodzinnym zawsze w Wilijo obowiązywał post, nie wolno było hałasować, wszyscy starali się zachowywać dobrze wobec innych. I żywe u nas w domu było powiedzenie: "Jakiś w Wigilię, takiś przez cały rok" albo "Co się wydarzy w Wigilię, to będzie się działo przez cały rok".

Jeśli chodzi o potrawy, to nigdy u nas nie było 12 potraw, zresztą te 12 potraw to też jest trochę na wyrost, bo nigdy tylu na wigilijnym stole nie było, nawet w dawnych śląskich czasach. Natomiast na pewno zawsze były u nas makówki, moczka, ryba, kapusta z grzybami. Przed kolacją oczywiście łamanie się opłatkiem, a po kolacji - wspólne śpiewanie kolęd i pasterka.

Co najbardziej podoba się pani w śląskich świętach?

Nastrój, atmosfera i to, że wszyscy możemy być razem w tym dniu. Że jesteśmy dla siebie mili. Byłoby dobrze, gdyby tak się działo na co dzień, ale na pewno Wigilia nas wszystkich łączy.

Czego w święta życzą sobie Ślązacy?

Tego co wszyscy: zdrowia, pomyślności i błogosławieństwa Bożego.

REKLAMA

*Makówki - śląska potrawa wigilijna na słodko, składa się z bułki moczonej w mleku (lub w wodzie), przekładanej makiem z bakaliami, z miodem czy orzechami. Układa się w głębokiej misce warstwowo. Makówki podaje się na zimno.

**Moczka - śląska gęsta zupa wigilijna przygotowywana z wody, mąki, masła, piernika, bakalii i suszonych owoców. Całość gotuje się i podaje na ciepło.

REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA

TOK FM PREMIUM

REKLAMA
REKLAMA
Copyright © Grupa Radiowa Agory