"Odra płacze. Pomagam, ile mogę". Dramat wędkarzy i przedsiębiorców

Zamknięta i zatruta Odra to dramat tysięcy przedsiębiorców, którzy żyją z biznesów prowadzonych nad rzeką. Odwoływane są rezerwacje w ośrodkach agroturystycznych, nie ma chętnych na wypożyczanie kajaków czy żaglówek. Północna Izba Gospodarcza apeluje do rządu i samorządów o pomoc. "Odra płacze" - słyszę w kompletnie pustym sklepie wędkarskim w Szczecinie.
Zobacz wideo

Po informacji, że zbliża się fala śniętych ryb klienci odpłynęli z dnia na dzień. Do czwartku (18 sierpnia) trwa oficjalne zamknięcie Odry. Obowiązują zakazy wędkowania czy rekreacyjnego korzystania z rzeki. Nie można np. pływać kajakiem ani podlewać ogródków działkowych wodą z Odry, co zwykle robili działkowicze z Wyspy Puckiej w Szczecinie. W Urzędzie Wojewódzkim trwa kolejny sztab kryzysowy. Po jego zakończeniu może się okazać, że zamknięcie Odry zostanie przedłużone.

- Dla przedsiębiorców działających nad Odrą i w jej okolicach to prawdziwy dramat. Ich funkcjonowanie zostało odcięte właściwie z godziny na godzinę. Klienci zniknęli, a straty liczone są w dziesiątkach tysięcy złotych - mówi Hanna Mojsiuk, prezes Północnej Izby Gospodarczej w Szczecinie. Najpoważniejsza sytuacja jest w firmach zajmujących się sportem i rekreacją. Mowa na przykład o wypożyczalniach kajaków i sprzętu sportowego czy miejscach oferujących wypoczynek nad wodą. Do Izby spływają także skargi z sektora gastronomii, od smażalni ryb czy ośrodków agroturystycznych.

- Oczekujemy szybkiej ścieżki wsparcia dla przedsiębiorców, którzy musieli zawiesić działalność lub - w wyniku katastrofy na Odrze - utracili klientów. Oni mówią wprost: dla nas już skończył się sezon turystyczny - mówi Mojsiuk.

W wędkarskim pustki

Zaglądamy do jednego ze sklepów wędkarskich niedaleko Odry w Szczecinie. Kompletne pustki, choć dwóch pracowników, a prywatnie wędkarzy, uwija się z robotą. Jak słyszę, działa jeszcze sprzedaż internetowa. Towary wysyłane są w Polskę, co pomaga przetrwać brak klientów stacjonarnych. - Odra płacze. Najlepsze łowisko sandacza w Polsce - bo Szczecin to jedno z lepszych łowisk sandacza w Europie - jest zagrożone - mówi ze ściśniętym gardłem Wiktor, pracownik sklepu, prywatnie wędkarz.

Jak relacjonuje, po pracy wróci nad Odrę. - Pomagam, ile mogę z odłowem martwych ryb. Pomagam w przechowywaniu tych żywych. Zobaczymy, jak to się potoczy, na razie nie wiemy nic - dodaje.

- Czekam, aż ktoś za to odpowie! - wtrąca Jakub, drugi wędkarz pracujący w sklepie. - Ale w obecnej sytuacji politycznej to może się nie udać. Nie będzie winnego - szybko dodaje. Według relacji wędkarzy sytuacja na dolnej Odrze nie jest aż tak dramatyczna, jak była w górze rzeki. Wydaje się, że śnięte ryby spływają, ale to, co je zabijało, nie zabija już tak wielu osobników w okolicach Szczecina. Wędkarze, ekolodzy, naukowcy i lokalne władze liczą na to, że większe masy wody w dole rzeki sprawiły, że ta ciągle niezidentyfikowana trucizna się rozrzedziła na tyle, że już nie zabija.

DOSTĘP PREMIUM

WE WSPÓŁPRACY Z