Dojechanie do pożaru jak misja specjalna. "Samochody, wszędzie stoją samochody!"

REKLAMA
- Mieszkańcy powinni mieć świadomość, że jeżeli zastawiają drogę, nawet na chwilę, to właśnie w tej chwili ktoś może potrzebować pomocy - mówi TOK FM Karol Smarz, strażak z Bydgoszczy. Przeszkód, z którymi służby ratunkowe muszą się zmagać w drodze na akcję, jest zresztą więcej. Szlabany, bramy czy drzwi zamknięte na klucz. - Na ich pokonanie tracimy cenny czas - słyszymy.
REKLAMA
Zobacz wideo

W ciągu ostatnich pięciu lat aż 94 razy straż pożarna w Bydgoszczy - w trakcie interwencji - miała problem z dojazdem czy dojściem do płonącego miejsca. - Najczęściej były to samochody blokujące dojazd naszego wozu w pobliże budynku - mówi TOK FM starszy kapitan Karol Smarz, oficer prasowy Komendanta Miejskiego PSP w Bydgoszczy.

REKLAMA

Przykład? 28 listopada, w nocy, strażacy otrzymali wezwanie na ulicę Stawową. W wielorodzinnym budynku z okien mieszkania na trzecim piętrze wydobywał się ogień. Na balkonie na pomoc czekało dwóch mężczyzn.

- Rozpoczęliśmy dramatyczną walkę o ich życie, trafiając na mnóstwo przeszkód - mówi Smarz. Teren wokół budynku był ogrodzony, a dodatkowo przed bramą, za nią i przy budynku rosły drzewa, co uniemożliwiło wjazd na teren wozu z drabiną. - Na szczęście strażacy szybko dostali się do płonącego mieszkania od strony klatki schodowej, rota wyposażona w aparaty ochrony układu oddechowego przystąpiła do akcji gaśniczej i po kilku minutach sytuacja była na tyle opanowana, że możliwa była ewakuacja uwięzionych przez mieszkanie i klatkę schodową - wspomina nasz rozmówca.

Obaj mężczyźni trafili pod opiekę ratowników medycznych. Pomocy potrzebowała też lokatorka innego mieszkania. W związku z silnym zadymieniem konieczna była ewakuacja wszystkich lokatorów - w sumie 50 osób. - Obyło się bez ofiar, ale czy zawsze tak będzie? - zastanawia się Smarz.

Auta na drogach dojazdowych

Kłopoty z dojazdem na miejsce akcji widać zarówno w centrum miasta, gdzie jest sporo wąskich uliczek, jak i na zastawionych autami osiedlach. Smarz przyznaje, że są przepisy dotyczące dróg pożarowych (ile powinny mieć szerokości, że nie można ich zastawiać itp.). Jednak największy problem, jak mówi, dotyczy wewnętrznych, mniejszych, dróg dojazdowych bezpośrednio przy budynkach, w sprawie których przepisów już nie ma.

REKLAMA

- Często są to po prostu parkingi dla mieszkańców bloku czy wieżowca. Zdarza się, że auta stoją po obu stronach i o ile osobowym samochodem można przejechać, o tyle nasz wóz już się nie zmieści. Mieszkańcy powinni mieć świadomość, że jeżeli zastawiają taką drogę, nawet na chwilę, bo idą do sklepu albo wpadają po coś do domu, to właśnie w tej chwili ktoś może potrzebować pomocy, a służby ratunkowe nie dojadą - tłumaczy strażak. Jak dodaje, takie sytuacje zdarzają się na wszystkich bydgoskich osiedlach. 

- Proszę pamiętać, że my walczymy z czasem. To, jak szybko pojawimy się na miejscu zdarzenia, uzależnia to, jak szybko rozpoczniemy skuteczną pomoc - podkreśla Smarz. I dodaje: "My potrzebujemy miejsca, żeby chociażby rozstawić drabinę mechaniczną, a to jest duży wóz ciężarowy. Musimy mieć dostęp bezpośrednio do budynku". Przypomina też, że kilka dni temu na Błoniu (część Bydgoszczy), choć drabina była potrzebna do akcji, strażacy nie mogli z niej skorzystać, bo nie mieli przestrzeni.

Bramy, szlabany i słupki

Coraz częściej spółdzielnie czy wspólnoty mieszkaniowe grodzą teren wokół budynków i zamykają bramy albo szlabany. - W Bydgoszczy też już się z tym spotykamy. Są systemy elektroniczne, które wychwytują dźwięk syren alarmowych i same się otwierają, ale nie wszędzie - wskazuje nasz rozmówca.

Zwraca uwagę, że jeżeli służby są wzywane do zdarzeń w nocy - a takiego systemu nie ma - ktoś powinien wyjść przed blok i bramę otworzyć. - Mamy przy sobie cały zestaw narzędzi burzących i damy radę mechanicznie podnieść szlaban czy otworzyć bramę, ale tracimy cenne minuty - mówi Smarz.

REKLAMA

I kontynuuje: "Kiedy pożar wybucha w bloku, na przykład na trzecim piętrze, lokatorzy powinni zadbać o otwarcie drzwi. To nie powinien być problem. A jest".

Strażacy wybijają więc szybę albo wyważają drzwi i biegną po schodach. - A tam trafiamy na kolejną przeszkodę. Dodatkowe drzwi na klatkach schodowych. Oczywiście zamknięte na klucz. Albo kraty oddzielające przejście z jednej klatki do drugiej - opisuje. - Damy radę, kratę przetniemy, ale tracimy kolejne minuty, a kiedy wiemy, że w mieszkaniu wybuchł pożar i w środku są ludzie, którzy oczekują naszej pomocy, nie liczą się minuty, ale sekundy - podkreśla.

Ku przestrodze strażak podaje przerażające statystyki: ponad 80 procent ofiar pożarów stanowią ludzie, którzy giną we własnym domu.

"Każda przeszkoda wydłuża czas dotarcia do potrzebującego"

Z podobnymi problemami muszą mierzyć się także ratownicy medyczni. - W Polsce mamy 1587 ambulansów. Jeden przypada na 25 tysięcy mieszkańców. Średnio dojeżdżamy do pacjenta w ciągu ośmiu minut. To może się jednak wydłużyć właśnie przez przeszkody, które na nas czyhają - mówi TOK FM Krzysztof Wiśniewski z Wojewódzkiej Stacji Pogotowia Ratunkowego w Bydgoszczy.

REKLAMA

- Po pierwsze, korki na ulicach i - racjonalne bądź nie - zachowanie kierowców, którzy hamują przed ambulansem, zatrzymują się na wzniesieniu czy w innych miejscach, gdzie nie możemy ich wyprzedzić. Po drugie, jak już dojedziemy na miejsce, trafiamy na szlaban - opisuje dalej.

Ratownik potwierdza, że coraz częściej w Bydgoszczy pojawiają się systemy awaryjnego otwierania bram i szlabanów reagujące na syrenę pogotowia, ale nadal są też takie, które trzeba otworzyć mechanicznie.

- Jedziemy dalej, a tam słupki, donice i źle zaparkowane samochody. Wchodzimy do budynku, a tam kraty albo dodatkowe drzwi. I w ten sposób czas dotarcia do pacjenta wydłuża się przez przeszkody, które my sami ustawiamy - rozkłada ręce Wiśniewski.

Ratownicy apelują więc o zdrowy rozsądek. - Pomyślmy, że to my sami będziemy potrzebować pomocy, a wszystkie przeszkody, które stawiamy z myślą o naszym komforcie, tak naprawdę powodują utrudnienia w dotarciu na miejsce ambulansu, a co dopiero wozu strażackiego, który jest trzy razy większy od karetki - podkreśla Wiśniewski.

REKLAMA

Bydgoszczanie widzą problem

- Na Błoniu jest makabra - mówi nam mieszkaniec tej dzielnicy. - Samochody, wszędzie samochody, a dojazdu dla służb ratowniczych nie ma - dodaje.

- Ludzie się ogradzają, parkują samochody przy blokach i ratownicy nie mają dojazdu. Widzę to bardzo często - potwierdza mieszkanka Wyżyn. Bydgoszczanka zaznacza, że w jej okolicy dojazd dla karetek jest, ale przy ulicy Dmowskiego zaparkowane na chodnikach auta blokują dojazd nie tylko samochodom ratowników, ale nawet śmieciarkom. Mieszkańcy zwracają uwagę także na słupki ustawiane na drogach dojazdowych do bloków. - Chodzi o to, żeby nikt nie parkował komuś pod oknami, ale ludzie nie biorą pod uwagę, że to właśnie taką drogą wóz strażacki czy karetka będą chciały podjechać, by nieść komuś pomoc - mówi mieszkanka.

REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA

TOK FM PREMIUM

REKLAMA
REKLAMA
Copyright © Grupa Radiowa Agory