"Wzięła dziecko i wyszła z domu, w którym mieszkali już Rosjanie". Kolejne fale uchodźców

REKLAMA
Bez kurtek, czasem w sandałach, przeziębieni i przerażeni - uchodźcy z Ukrainy cały czas przyjeżdżają do Bydgoszczy, szukając pomocy. - Od dwóch miesięcy nie ma dnia, by nie przyszła do nas nowa rodzina, uciekająca przed wojną - mówi nam wolontariusz Kosma Kołodziej.
REKLAMA
Zobacz wideo

- Mamy jedzenie, świeży chleb, olej, środki czystości czy chemię. Mamy to wszystko dzięki firmom, które dają nam pieniądze na zakupy - mówi TOK FM Kosma Kołodziej, który z grupą społeczników prowadzi punkt pomocowy dla uchodźców. Ze wszystkiego, jak dodaje, muszą się rozliczać. Jest to dla niego oczywiste. Ktoś im zaufał, przelewa środki, więc powinien wiedzieć, że są wydawane jak należy. - Bez pomocy przedsiębiorców nie pomoglibyśmy nikomu - mówi.

REKLAMA

- Pół roku temu wszyscy obserwowaliśmy falę pomocy, jaką nieśli uchodźcom mieszkańcy Bydgoszczy. Z oczywistych względów dziś wszyscy musimy oszczędzać. Boimy się zimy i wysokich rachunków. Nie mamy pretensji, że mniej osób przynosi nam dary. Są też osoby, które przychodzą do nas systematycznie - opowiadają nam wolontariusze z grupy "Bydgoszcz Pomaga Ukrainie".

- Jest taka starsza pani, może nawet osiemdziesięcioletnia, która przychodzi co jakiś czas z woreczkiem - zauważa Ludmiła, Ukrainka, która w marcu przyjechała do Bydgoszczy i teraz pomaga innym. - Ta pani przynosi karton mleka, jajka, mąkę i tabliczkę czekolady. Albo inna staruszka, która daje nam blister tabletek, bo więcej nie może, a chce się podzielić - dodaje.

Jedzenie to nie wszystko

Kolejka osób ustawiająca się każdego dnia przed punktem z darami ciągle się wydłuża. Przyjeżdżają kolejni uchodźcy. Kilka dni temu do punktu przy Gdańskiej 138 przyszła młoda Ukrainka z dzieckiem na rękach. - Była tylko w bluzie i letnich butach. Dziecko miało kurteczkę i bose nóżki. Dostali od nas ubrania i wózek - mówi Ludmiła.

Takich osób przybywa, dlatego społecznicy proszą mieszkańców Bydgoszczy, by - przeglądając swoje jesienne czy zimowe ubrania - nie wyrzucali tych już niepotrzebnych, tylko przywieźli je do magazynu. - Mamy pod opieką rodzinę - mama z siódemką dzieci. Przyjechali kilka dni temu z tym, co mieli na sobie. Zatrzymali się w hostelu - opowiadają nam aktywiści. Dali rodzinie wszystko, co było im potrzebne na początek.

REKLAMA

Sami uchodźcy, jak zauważają nasi rozmówcy, też się dzielą i wymieniają ubraniami. - Mama, która pół roku temu przyjechała do nas z dwu- czy trzymiesięcznym maluchem, oddaje nam ubranka po dziecku i bierze większe. To pokazuje zarówno jej wdzięczność, jak i chęć dzielenia się dobrem. To piękne - mówią społecznicy.

Podkreślają, że cały czas potrzebne są pieluchy i słoiczki dla małych dzieci, a dla starszych - przede wszystkim przybory szkolne, w tym plecaki. Bardzo potrzebne są też leki. - Dzieci albo przyjeżdżają już chore, albo zaczynają chorować, bo przecież mamy teraz sezon przeziębień. I o lekarstwa też cały czas prosimy - apelują wolontariusze.

Z uciekającymi przed wojną rodzinami przyjeżdżają też często zwierzęta, głównie psy i koty. - Zorganizowaliśmy zbiórkę w sklepie zoologicznym, ale wszystko, co udało się zebrać, już wydaliśmy - mówi Kołodziej. - Skoro ci ludzie nie mają co jeść, ich czworonożni przyjaciele tym bardziej. Jeśli ktoś chciałby podzielić się więc karmą dla psów i kotów, to zapraszamy do naszego punktu na Gdańskiej - dodaje. O wszystkim, co w danej chwili jest potrzebne uchodźcom, można przeczytać na stronie "Bydgoszcz pomaga Ukrainie" na Facebooku.

Poruszające historie

Uchodźcy, którzy teraz przyjeżdżają do Bydgoszczy, to niekiedy całe rodziny albo - tak jak na początku - kobiety z dziećmi, ewakuowane z terenów zajętych przez Rosjan. Ich historie, jak mówią aktywiści, są bardzo poruszające. - Przyszła do nas kobieta, która pewnej nocy, w piżamie i szlafroku, wzięła dziecko i wyszła z domu, w którym razem z nią mieszkali już Rosjanie. Powiedziała im, że idzie do apteki, a przeszła kilka kilometrów, szukając bezpiecznego miejsca - opowiada Kosma Kołodziej.

REKLAMA

Mówi też o starszym panu, który z Ukrainy przywiózł piątkę swoich wnucząt. - Pamiętam, jaki był zagubiony, przerażony i zawstydzony, gdy przyszedł do nas pierwszy raz. Dziś to inny człowiek. Wie, że może przyjść do naszego magazynu, że dostanie jedzenie i ubrania, ale też dobre słowo. On wie, że ma tutaj przyjaciół, że może liczyć na rozmowę, że razem popłaczemy. To też pomaga - przekonuje.

Polacy też przychodzą

Wolontariusze zauważyli, że od jakiegoś czasu w kolejce po pomoc ustawia się też coraz więcej Polaków. - Przychodzą po jedzenie, ciepłe ubrania - mówi Kołodziej. - Sytuacja w naszym kraju robi się coraz trudniejsza. Wszystko drożeje, ludziom zaczyna brakować pieniędzy. Jeśli mamy czym się podzielić, robimy to - dodaje.

Podkreśla jednak, że ich punkt ma charakter społeczny. - Nie dostaliśmy żadnego dofinansowania ani od miasta, ani od województwa, ani od państwa. Wszyscy w tym punkcie pracujemy za darmo, a cztery panie z Ukrainy spędzają w naszym magazynie po 8-10 godzin - opowiada nasz rozmówca. - Tymczasem coraz częściej po pomoc zgłaszają się do nas osoby kierowane tu z innych punktów, także tych kościelnych. Wszystkim pomóc nie możemy, a jeśli wspierające nas firmy będą musiały się wycofać, my z dnia na dzień będziemy musieli się zamknąć - podsumowuje.

REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA

TOK FM PREMIUM

REKLAMA
REKLAMA
Copyright © Grupa Radiowa Agory