25 lat pozbawienia wolności za zabójstwo 10-latka. "Takiego widoku nie przeżyłaby żadna matka"
Do tragedii doszło w marcu ubiegłego roku w Kozłowie koło Miechowa (Małopolska). Grzegorz P. pojawił się w mieszkaniu swojej byłej partnerki. Będąc pod wpływem alkoholu, miał skatować swojego syna Wiktora, jego 10-letniego kolegę Filipa i byłą konkubinę. 10-latka nie udało się uratować.
- Chłopcy wcześniej byli u nas w domu. Bawili się, skakali na trampolinie. Później poszli na boisko pograć w piłkę. Filip zadzwonił i zapytał, czy może pójść posiedzieć sobie u Wiktora. Zgodziłam się. O godzinie 21:45 dostaję telefon, że Filip został pobity. Córka pobiegła. Na miejscu okazało się, że mój syn nie żyje - opowiadała mama chłopca.
Mimo akcji ratunkowej 10-latek zmarł. Starszego chłopca - w stanie ciężkim - śmigłowcem przetransportowano do Krakowa. Kobieta (matka Wiktora) również trafiła do szpitala. Napastnik miał zabić także psa, a następnie uciec z miejsca zdarzenia. W momencie zatrzymania próbował okaleczyć się nożem.
25 lat pozbawienia wolności
Sąd uznał, że był częściowo niepoczytalny. Wymierzył oskarżonemu karę łączną 25 lat pozbawienia wolności, orzekając jej odbywanie w systemie terapeutycznym. Wyrok wydał sędzia Sądu Okręgowego w Krakowie Janusz Kawałek. Sąd orzekł również wobec oskarżonego środki zabezpieczające w postaci terapii psychiatryczno-psychologicznej i terapii uzależnień. Wyrok jest nieprawomocny.
- Ten wyrok mnie nie satysfakcjonuje - skomentowała po wszystkim matka nieżyjącego chłopca. Według niej mężczyzna, którego sąd uznał za niepoczytalnego, powinien dostać dożywocie. - Doskonale wiedział, co robi, tyle obrażeń na ciele. Takiego widoku swojego dziecka nie przeżyłaby żadna matka - mówiła zdruzgotana kobieta.
- Wiktor został tak okaleczony, że teraz jest niepełnosprawny - mówił z kolei obecny partner matki chłopca (syna Grzegorza P.). - Mam żal do policji i prokuratury. Justyna [matka Wiktora - red.] wielokrotnie była bita przez byłego konkubenta. Rodzina dwukrotnie miała zakładaną Niebieską Kartę. Sam zgłaszałem sprawę dzielnicowemu dokładnie siedem dni przed całym tym zdarzeniem. Mówiłem, gdzie pan Grzegorz przebywa. Wszyscy wiedzieli, tylko nie policja. Tego można było uniknąć - mówił dalej mężczyzna.
Przeciwko ośmiu policjantom z Miechowa toczyło się postępowanie dyscyplinarne, podczas którego wykazano, że dopuścili się zaniedbań w związku z tą sprawą. Te nie miały jednak bezpośredniego wpływu na śmierć dziecka.
- Czy ataku Putina na Polskę trzeba się bać? Takiej rozmowy w naszych mediach jeszcze nie było
- Kultowa polska firma poszła pod młotek. Nie ma chętnych na ratunek
- Burza wokół Ewy Wrzosek i jej walki o TVP. "Na to pytanie nie chce odpowiedzieć"
- Awantura na konferencji. Poszło o aferę wizową. Schreiber nie wytrzymał. "To jakaś komedia jest"
- Maryja z tęczową aureolą obraża uczucia religijne? Sąd nie miał wątpliwości
- Jest nowy dowódca Eurokorpusu. Posłowie dziwią się trybowi odwołania poprzednika
- Afera z Funduszem Sprawiedliwości. Rośnie liczba aresztowanych. Na liście słynny ksiądz
- Hostel LGBT do zamknięcia? "Po wygranej opozycji nasza sytuacja się pogorszyła"
- Patryk Jaki nie wytrzymał w Sejmie. Zaczął krzyczeć
- Wybuch gazu na plebanii w Katowicach. Co zdecydował sąd?