"Jesteśmy na każdy ból, strach i łzę". Fundacja Gajusz obchodzi 25-lecie działania

Przez 25 lat otoczyli opieką ponad 5700 małych pacjentów. Niestety, nie wszystkich udało się uratować. - Są takie dzieci, w przypadku których medycyna nic już nie może - mówią pracownicy Fundacji Gajusz. Mimo to starają się robić wszystko, by ukoić cierpienie i nieść pomoc, 24 godziny na dobę, siedem dni w tygodniu.
Zobacz wideo

Dzieci, które trafiają pod opiekę łódzkiej Fundacji Gajusz, to "gajuszątka" - tak mówią o nich opiekunowie, wolontariusze i pracownicy organizacji. Przez 25 lat było ich 5704. Znaczna większość to ci, którzy leżą na oddziale onkologicznym dla dzieci i młodzieży w szpitalu przy ul. Spornej w Łodzi. To tam wszystko się zaczęło. - Nasza prezes miała chore dziecko i trafiła z nim właśnie na ten oddział. Widziała, jak wygląda życie dzieci i ich rodzin w czasie choroby. Wtedy zawarła pakt z Bogiem. Postanowiła, że jeśli jej syn wyzdrowieje, to założy fundację i będzie pomagać. I tak się stało - opowiada rzeczniczka Fundacji Gajusz Aleksandra Marciniak.

Przez 25 lat w szpitalu przy Spornej pod opieką fundacji było 2590 dzieci. Działacze organizacji mówią o nich "onkobohaterowie", bo dzielnie walczą o zdrowie i życie. Na szczęście większość tę walkę wygrywa.

Powstało kilka hospicjów

Pracownicy Fundacji Gajusz przekonują, że w swojej działalności podążają jedynie za potrzebami dzieci. - Realizując zajęcia [m.in. artystyczne] na oddziale onkologicznym, okazało się, że są takie dzieci, ciężko chore, w przypadku których medycyna nic już nie może zrobić. Lepiej byłoby więc, gdyby mogły swoich ostatnich dni doczekać w domu, w swoim łóżku, z rodziną, z ukochanym pieskiem. To spowodowało, że otworzyliśmy hospicjum domowe - wspomina Aleksandra Marciniak.

Pracownicy fundacji mówią o tym hospicjum, że to pewnego rodzaju "szpital na kółkach". W ramach tej działalności lekarze, pielęgniarki, fizjoterapeuci i psycholodzy pomagają małym pacjentom i ich rodzinom. Docierają w najdalsze zakątki województwa łódzkiego.

Pod opieką hospicjum domowego są obecnie nie tylko dzieci chore onkologicznie, ale też mające inne choroby, najczęściej genetyczne. Opieka nad pacjentami ma często charakter długoterminowy, trwa nawet kilka miesięcy czy lat. Hospicjum domowe istnieje od 18 lat i przez ten czas miało 400 pacjentów.

Z czasem fundacja założyła też hospicjum stacjonarne. Mieści się ono niedaleko centrum Łodzi, na osiedlu Dąbrowa, w budynku, który z zewnątrz przypomina pałac. Dlatego dzieci, które tutaj mieszkają, nazywane są księżniczkami i książętami. Przez 10 lat działania placówki było ich 133. - To wyjątkowe dzieci, które nie mają przy sobie rodziców. To my dla nich tworzymy dom 24 godziny na dobę i siedem dni w tygodniu. Święta spędzamy wspólnie - opowiada rzeczniczka fundacji. - Ciocie tulą, opowiadają bajki, wychodzą na spacery. Personel medyczny dba, by nic nie bolało, by duszności szybko ustępowały i każdy dzień był wypełniony troską - dodaje.

Ostatnie z hospicjów jest dla rodzin, które w trakcie ciąży dowiadują się, że ich nienarodzone dziecko urodzi się albo chore i prawdopodobnie zaraz po porodzie umrze, albo już martwe. Hospicjum Perinatalne opiekuje się takimi rodzinami jeszcze w trakcie ciąży. Do tej pory było ich 162.

Tulą dzieci i pomagają walczyć z traumą

Kolejną działalnością, którą na przestrzeni lat zaczęła prowadzić Fundacja Gajusz, jest Interwencyjny Ośrodek Preadopcyjny "Tuli Luli". Gwarantuje on opiekę nad noworodkami opuszczonymi przez rodziców w szpitalu. - Ich rodzice podjęli bardzo trudną decyzję, że nie mogą ich wychować. Oddali dzieci w dobre ręce - zapewnia Aleksandra Marciniak. - Kiedy dzieci u nas przebywają, są tulone i kochane. W tym czasie załatwiane są procedury adopcyjne lub rodziny zastępcze - dodaje.

Pięć lat temu powstało też Centrum Terapii i Pomocy Dziecku i Rodzinie CUKINIA - dla dzieci, które doświadczyły trudnych zdarzeń. Przez cały okres działania fundacja pomogła w nim 2138 "cukinkom". - Tyle dzieci potrzebowało wsparcia i walki z traumą w wyniku przeżyć często wielkiego kalibru. Są to dzieci na przykład maltretowane, molestowane, świadkowie przestępstw i zabójstw - wymienia nasza rozmówczyni. - Ale mówimy też o sytuacjach "mniejszego kalibru", choć też bardzo ważnych, typu rozwód, depresja pocovidowa, problemy z nauką czy trudności w kontaktach z rówieśnikami - wyjaśnia.

Kto pomaga?

W Fundacji Gajusz pracowało przez 25 lat 1595 wolontariuszy. Większość z nich zostaje na długi czas. Zatrudnionych jest tutaj prawie 700 pracowników, wśród nich wielu to kadra medyczna. Są to lekarze, pielęgniarki, fizjoterapeuci, psycholodzy, terapeuci integracji sensorycznej i inni specjaliści.

Budżet roczny fundacji to 11 milionów złotych. Tyle potrzebuje, aby opiekować się wszystkimi dziećmi i ich rodzinami, które tego potrzebują. Organizacja ma podpisaną umowę z Narodowym Funduszem Zdrowia. Wspiera ją też miasto Łódź. W większości jednak utrzymuje się dzięki darczyńcom, którzy przekazują fundacji darowizny, dorzucają się do organizowanych zbiórek czy przekazują procent podatku.

Tych, którzy wspierają fundację regularnie, pracownicy nazywają "pomagajuszami". Są to osoby, które każdego miesiąca przekazują jakąś określoną kwotę na rzecz organizacji.

Ruszają obchody

W tym roku Fundacja Gajusz obchodzi 25-lecie swojego działania. W ramach tej rocznicy odbędzie się (18 lutego) bal charytatywny. Jego uczestnikami będą darczyńcy. Dochód zostanie przeznaczony na pomoc "cukinkom". Z okazji 25-lecia wydany został również kwartalnik jubileuszowy. Fundacja zamierza też zorganizować jeszcze kilka akcji, które poinformują lub przypomną mieszkańcom - nie tylko Łodzi i regionu - o istnieniu takiej organizacji.

DOSTĘP PREMIUM

WE WSPÓŁPRACY Z