Łódzkie kanały to miasto pod miastem. Jak wygląda ich naprawa? Sprawę ułatwia specjalny rękaw

REKLAMA
- Kiedyś, aby naprawić kanał, trzeba było rozwalić asfalt, odłączyć wypływ ścieków z kamienic i blokować ruch. Teraz robimy to prawie niezauważenie - mówią pracownicy łódzkich wodociągów. Tylko w tym roku wyremontowano cztery kilometry podziemnych tuneli, przez które przepływają ścieki.
REKLAMA
Zobacz wideo

Jeszcze trwa naprawa kolektora pod ul. Kilińskiego. W tym miejscu nie było łatwo. - Ten kanał przebiega w dolinie dawnej rzeki. Jest to obszar podmokły, w którym tworzą się wapienne nacieki. Długo zajęło nam czyszczenie tego kanału. Sam rękaw służący do naprawy zamontowano jednak sprawnie. Wykorzystaliśmy to, że ulica jest w remoncie i nie jeżdżą po niej obecnie tramwaje - opowiada Miłosz Wika, rzecznik prasowy Zakładu Wodociągów i Kanalizacji w Łodzi.

REKLAMA

W tym roku pracownicy sieci kanalizacyjnej ZWiK-u układali rękawy w kanałach pod ulicami: Pstrągową, Tczewską, Milionową, Rawską i Kilińskiego. Tegoroczny sezon zakończy naprawa kanału na ulicy Dostawczej. Potrwa do końca miesiąca. Jednorazowo naprawiają 150 metrów podziemnego kanału. Potem długo do tego nie wracają, bo remont robi się raz na 50 lat.

Nowoczesna technologia

O co chodzi z tym rękawem? To nowoczesna technologia używana przez robotników. Jeszcze kilka lat temu naprawa kanałów trwała tygodniami. Trzeba było odkopać uszkodzony fragment kanalizacji. - Używano do tego ciężkiego sprzętu - koparki i wywrotki, blokowano ruch uliczny, odcinano mieszkańcom możliwość korzystania z toalety, odcinano wypływ ścieków z kamienic, niszczono asfalt. Jezdnię później trzeba było odtworzyć. To było bardzo kosztowne i uciążliwe dla mieszkańców - opowiada nasz rozmówca.

Kilka lat temu w łódzkim ZWiK-u zdecydowano się na naprawę kanałów za pomocą elastycznego rękawa, który jest nasączony żywicą epoksydową. Dzięki temu twardnieje pod wpływem światła ultrafioletowego. - Przede wszystkim kanał musi być najpierw przygotowany. W pierwszej kolejności jest czyszczony mechanicznie, potem dokładnie myty, a następnie wprowadzany jest rękaw, który jest nadmuchiwany jak balon sprzężonym powietrzem. Następnie wprowadza się do kanału zestaw lamp ultrafioletowych, dzięki czemu sztywnieje. Na koniec wpuszcza się tam robota zdalnie sterowanego, który nawierca dziurki w tym rękawie w miejscach, w których znajduje się przyłącze kanalizacyjne do budynku - wyjaśnia rzecznik ZWiK-u.

Rocznie tą metodą łódzki ZWiK jest w stanie wyremontować od trzech do czterech km kanalizacji. - Ta metoda sprawdza się przy łódzkich ulicach, które są wąskie i ciasne - zauważa Wika. - Mieszkańcy nawet się nie orientują, że jest remontowany kanał - dodaje.

REKLAMA

Zdarza się, że taki remont zostaje ukończony w jeden dzień. Robi go kilku pracowników, a cały sprzęt można zamknąć w jednej przyczepie. Ta metoda jest droga, ale w ostatecznym rozrachunku korzystniejsza. Nie wymaga blokowania i rozkopywania miasta.

Łódzkie kanały

Pod Łodzią jest aż 2000 kilometrów kanałów. Najstarsze z nich mają 100 lat. - Szczególnie zniszczone są te, które przebiegają pod ulicami, po których odbywa się ruch tramwajów. Wibracja, drgania powodują, że kanały pękają - mówi Wika. Sezon napraw metodą elastycznego rękawa właśnie dobiega końca.

Kanały mają różną średnicę. Największy z nich to kanał rzeki Łódki, który ma prawie pięć metrów wysokości. Wielki jest też kanał znajdujący się pod dawną fabryką Scheiblera na ul. Tymienieckiego. - To jest kanał dawnej rzeki Jasień. Jest on tak wielki, że mógłby tam wjechać tir - obrazuje rzecznik. ZWiK tak stara się planować remonty kanałów, aby pokrywały się one z remontami i przebudową łódzkich ulic. Wtedy robotnicy pracują przy ograniczonym ruchu, co jest znacznym ułatwieniem.

W tym roku naprawiono również kilka kanałów deszczowych. Gdy były projektowane, nie przewidziano, że w Łodzi będą przechodzić tak silne ulewy i burze. Kanalizacja nie jest w stanie nagle, podczas załamania pogody, odprowadzić tak dużej ilości wody.

REKLAMA

Zimą też pracują w kanałach

Zimą natomiast naprawiane są kanały przełazowe, czyli takie, do których pracownicy mogą wejść. Najniższe mają 110 cm. Naprawia się je o tej porze roku, bo jest bezpieczniej. - Nie ma wtedy opadów deszczu i intensywnych burz, więc nie ma potrzeby szybkiej ewakuacji pracowników. W tym przypadku jest to praca żmudna i nieprzyjemna. Pracuje się w płynących ściekach, do tego dochodzi brzydki zapach - opowiada rzecznik ZWiKu. - Pracownicy fugują, czyli usuwają starą spoinę między cegłami i zastępują ją specjalnym cementem. Praca jest bardzo niebezpieczna - dodaje.

Przestrzegane są rygorystyczne zasady bezpieczeństwa. Zanim pracownicy zejdą w głąb kanału, sprawdzany jest poziom tlenu. Wprowadzane są również specjalne czujniki wykrywające gaz. Na powierzchni pracowników, którzy są wewnątrz, pilnują ich koledzy. Jeśli zima w tym roku będzie łagodna, to sezon napraw kanałów włazowych rozpocznie się w styczniu.

REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA

TOK FM PREMIUM

REKLAMA
REKLAMA
Copyright © Grupa Radiowa Agory