Poroniła na białoruskim pograniczu. Sprawiedliwości poszuka przed Trybunałem w Strasburgu

REKLAMA
Algierskie małżeństwo, wypychane kilkukrotnie przez polskie służby do Białorusi, sprawiedliwości szukać będzie przed Europejskim Trybunałem Praw Człowieka. Ten będzie musiał ocenić, czy to, co robi Polska na granicy, jest zgodne z Europejską Konwencją Praw Człowieka.
REKLAMA
Zobacz wideo

Stowarzyszenie Interwencji Prawnej, które reprezentuje Algierczyków, nie ma żadnej wątpliwości co do tego, że działania polskich służb zgodne z Europejską Konwencją Praw Człowieka nie były. - Naszych klientów wypychano z Polski kilkukrotnie, mimo że wnioskowali u polskich służb o objęcie ochroną międzynarodową. Nie wręczono im żadnego postanowienia, od którego mogliby się odwołać - mówi Magdalena Fuchs, prawniczka stowarzyszenia.

REKLAMA

Jak dodaje, małżeństwo nie dostało żadnego dokumentu - nawet decyzji o nakazie opuszczenia kraju, chociaż przepisy - na jakie powołuje się Straż Graniczna - zobowiązują ją do wystawienia go.

- Abstrahując od tego, że te przepisy są ewidentnie niezgodne z umowami międzynarodowymi, których Polska jest stroną, w tym konkretnym przypadku funkcjonariusze łamali nawet je - podkreśla Fuchs. Algierczykom, jak mówi, nie zapewniono też dostępu do tłumacza i nie wyjaśniono, jakie przysługują im prawa.

Poronienie na granicy

Gehenna małżeństwa na polsko-białoruskim pograniczu trwała kilka tygodni. Po przekraczaniu podlaskiego odcinka zielonej granicy, co najmniej czterokrotnie Algierczycy byli łapani przez polskie służby. Mimo próśb o azyl siłowo mieli być wypychani w ręce służb białoruskich.

Po jednym z takich push-backów kobieta, która była w pierwszym trymestrze ciąży, poroniła. - Według konwencji takim osobom powinna być zapewniona szczególna ochrona. Zamiast tego skarżący byli popychani i wyśmiewani przez polskich funkcjonariuszy. Po wydaleniu musieli znów przebywać w lesie, bez schronienia i pożywienia - mówi prawniczka stowarzyszenia. Zaznacza też, że mimo iż Konwencja zobowiązuje do tego Polskę, nikt nie sprawdził, czy skarżących można bezpiecznie wydalić do Białorusi i czy nie będą tam narażeni na tortury.

REKLAMA

Kilkadziesiąt tysięcy euro odszkodowania

Co ciekawe, przy kolejnej próbie ta sama Straż Graniczna, która wcześniej wyrzucała małżeństwo z Polski - bez jakiejkolwiek ewidencji, dokumentacji czy pisemnych decyzji - przyjęła od nich wniosek o ochronę międzynarodową i pozwoliła im pozostać w kraju.

- Być może wpływ na to, że funkcjonariusze zadziałali w końcu zgodnie z prawem, miała obecność przy zatrzymaniu skarżących aktywistów i urzędników biura Rzecznika Praw Obywatelskich - podkreśla prawniczka.

Jeśli teraz Europejski Trybunał Praw Człowieka przyzna skarżącym rację, może nakazać Polsce wypłacenie im odszkodowania. Nie chodzi o małe kwoty. Dwa lata temu Polska przegrała w sprawie Czeczenów, od których służby wielokrotnie odmawiały przyjęcia wniosków o ochronę międzynarodową na przejściu granicznym w Brześciu. Każdy ze skarżących dostał 34 tysiące euro.

- Jeżeli takie orzeczenie jest korzystne dla skarżących, to równocześnie sprawia, że państwo jest zobowiązane do zaniechania naruszeń - podkreśla Magdalena Fuchs. Dodaje jednak, że w przywoływanym już przypadku Brześcia nawet konieczność wypłacenia odszkodowań i jednoznaczne stwierdzenie, że Polska łamie międzynarodowe umowy, nie zmieniło postępowania Straży Granicznej.

REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA

TOK FM PREMIUM

REKLAMA
REKLAMA
Copyright © Grupa Radiowa Agory