W Białymstoku zabrakło pieniędzy na dodatek węglowy. Rząd nie wypłacił, a pretensje są do miasta
W najlepszej sytuacji są osoby, które o dodatek węglowy wnioskowały zaraz po przyjęciu ustawy, czyli w sierpniu. One już dostały swoje pieniądze z pierwszej transzy. Chociaż z opóźnieniem, ale sześć milionów złotych na ten cel trafiło na konta białostockiego ratusza pod koniec września.
- Wnioski, które wpłynęły później, opiewają na prawie siedem milionów złotych. Wczoraj [w środę - red.] dostaliśmy od wojewody przelew - półtora miliona. Jak łatwo policzyć, wystarczy to na wypłaty dla niecałych 500 osób, a potrzeby są wielokrotnie większe - mówi wiceprezydent Białegostoku Zbigniew Nikitorowicz.
Przypomnijmy, dodatek węglowy zakłada wypłatę jednorazowo 3 tys. zł dla właściciela pieca opalanego węglem. Z wyliczeń wiceprezydenta wynika, że w Białymstoku do dodatku może być uprawnionych około 6 tysięcy osób. Do tej pory pieniądze dostała blisko połowa. Dokładnej liczby uprawnionych nie da się ustalić - Sejm już dwukrotnie nowelizował ustawę, najpierw zawężając grono tych, którym dodatek się należy, potem znów go rozszerzając. W międzyczasie dodatkiem objęto też użytkowników pieców na inne niż węgiel paliwa.
Gdzie są pieniądze?
Pieniądze na konta samorządów trafiają za pośrednictwem wojewody. I to właśnie do niego urząd zwrócił się z pytaniem, gdzie reszta środków. - Usłyszeliśmy, że tyle pieniędzy otrzymał od rządu. Problem dotyka zresztą nie tylko Białegostoku. W okolicznych gminach, z tego co udało nam się ustalić, mają podobny problem - mówi Nikitorowicz.
Radio TOK FM dostało z urzędu wojewódzkiego podobną odpowiedź. Urzędnicy podkreślali, że w kwestii dodatku węglowego pełnią wyłącznie rolę pośrednika. Nie wiedzą więc, kiedy i czy w ogóle pojawią się kolejne wypłaty. Ponieważ cała procedura składania wniosku i jego weryfikacji odbywa się na poziomie samorządu, to właśnie do niego ci, którzy od miesięcy czekają na wypłaty, mają teraz pretensje.
- Całe niezadowolenie skupia się na bogu ducha winnych pracownikach Miejskiego Ośrodka Pomocy Rodzinie, przysłowiowej pani z okienka, która wysłuchuje pretensji klientów, którym obiecano pieniądze. Na papierze je przyznano, a na kontach ich nie ma - mówi wiceprezydent.
I przyznaje, że w pewnym sensie rozumie mieszkańców. - Klient nie dodzwoni się ani do wojewody, ani do minister środowiska Anny Moskwy, ani do premiera Morawieckiego. Ktoś ze strony rządu powinien tym szeregowym pracownikom MOPR-u powiedzieć zwykłe "przepraszam" - podsumowuje Nikitorowicz.
- Marihuana jest w Polsce legalna. Ale tylko dla bogatych
- Atak Izraela na Iran skończy się wojną atomową? Nawet "Rosja jest bardziej przewidywalna"
- Impreza Zjednoczonej Prawicy w rocznicę katastrofy smoleńskiej. Wezwano Straż Marszałkowską
- Warszawa. Dlaczego wyją syreny alarmowe? Apel do mieszkańców
- Ile zapłacimy za prąd? Rząd wybrał scenariusz bez "wstrząsu dla milionów"
- Jak Iran "sprzeda" światu atak Izraela? Eskalacji konfliktu nie chce nawet Rosja
- Borelioza i metoda ILADS. Przełomowa decyzja sądu
- Elektryczne auto stanęło w płomieniach na środku skrzyżowania. Trudna akcja w Warszawie
- Wybory w Gdyni. Szemiot z niespodziewanym wsparciem. "To nie czas na eksperymenty"
- Zbigniew Ziobro nie był operowany w Polsce. Mówi, czemu wyjechał. "Opłaciłem z oszczędności"