Jak się żyje pod 60 wiatrakami? "Przyjeżdżali i pytali, czy kury się niosą"
Margonin to gmina wiejsko-miejska położona w województwie wielkopolskim. Mieszka tu 6,4 tys. osób. Wokół rozciągają się pola uprawne, jest malownicze jezioro z plażą, przyciągające latem okolicznych mieszkańców. Są też wiatraki.
- Plan budowy wiatraków w naszej gminie pojawił się prawie ćwierć wieku temu - opowiada burmistrz Janusz Piechocki. - Zmieniały się firmy i koncepcje. Odbyły się konsultacje społeczne z mieszkańcami, co na tamte czasy było nowością. Ostatecznie kilkanaście lat temu w gminie stanęło 60 turbin wiatrowych. Do ubiegłego roku byliśmy największą farmą lądową w Polsce i siódmą w Europie - dodaje z uznaniem.
"To potężny zastrzyk pieniędzy dla gminy"
Farma wiatrowa o mocy 120 megawatów kosztowała 166 mln euro i jest w stanie zaspokoić potrzeby energetyczne 90 tys. gospodarstw domowych. Wysokość każdego słupa - razem z łopatami - to 140 metrów. Wiatraki ciągną się wzdłuż drogi nr 193, górując nad polami, domami i budynkami gospodarczymi.
Dla środowiska naturalnego wiatraki to czysta energia, a dla gminy - czysty zysk. Jak wylicza burmistrz Piechocki, co roku do samorządowej kasy trafia 6 mln złotych. - Przy 45-milionowym budżecie to jest aż 15 procent. To naprawdę znaczący zastrzyk gotówki w rozwój gminy - ocenia nasz rozmówca. - W wyniku tej inwestycji powstała też wytwórnia papieru, bo wreszcie mamy prąd na potrzeby inwestycyjne. Pracę znalazło tu 80 osób - dodaje.
Wiatraki w Margoninie w Wielkopolsce. Agnieszka Wynarska, TOK FM
30 tys. złotych rocznie za dzierżawę gruntu pod wiatrak
Wiatraki to także zysk dla rolników, którzy wydzierżawili swoje pole i drogę dojazdową. - Od inwestora otrzymują około 30 tys. złotych rocznie za jeden wiatrak. A niektórzy mają dwa na swoim terenie - opowiada burmistrz.
- Nie słyszałam, by sąsiedzi się skarżyli. Nic nie mówią, że im to szkodzi, bo zawsze jest to pieniądz - mówi nam pani Mirosława, która mieszka na tzw. górce Pachowicza, z której rozpościera się piękny widok na okolicę. - U mnie wiatraków nie postawią. I dobrze, bo przynajmniej mam spokój - dodaje z uśmiechem seniorka spotkana na rynku.
O wiatraki pytamy też Piotra Nogajczyka, którego dom znajduje się - w prostej linii - 500 metrów od słupa. - Stoi na polu mojego sąsiada. Mi to nie przeszkadza. Na początku może i był hałas, ale teraz już tego nie słyszę. Przyzwyczaiłem się - zapewnia.
- Śpi pan w nocy? - pytam.
- Pewnie, że tak. Jeśli ktoś się zastanawia, to naprawdę nie ma czego się bać - dodaje.
Innego zdania jest mieszkająca przy drodze nr 193 pani Maria (imię zmienione). Tuż za jej domem - w odległości około pół kilometra - kręcą się wielkie łopaty. - Nikomu nie życzę takiego wiatraka za płotem. Od kiedy tu jest, nie mogę spać, mam ciągłe bóle głowy - opowiada starsza kobieta. - Latem, kiedy jest wietrznie, nie idzie okna otworzyć, taki jest hałas, nie mówiąc już o komforcie spania. Korzystają tylko ci, co dostają za to pieniądze, a reszta cierpi - dodaje zdenerwowana.
- Ja myślałem, że chociaż prąd będziemy mieli tańszy, a tu guzik - żali się sąsiad pani Marii. - Najgorzej jest, gdy mocno wieje z północy. Wtedy jest duży hałas. Nie będę jednak narzekał, bo to i tak niczego nie zmieni - dodaje.
Wiatraki w Margoninie w Wielkopolsce. Agnieszka Wynarska, TOK FM
Sąsiednie gminy idą w ślady Margonina
W pierwszych latach po uruchomieniu farmy do Margonina przyjeżdżały wycieczki samorządowców z całego kraju. Pytali, jak to działa, czy się opłaca, jak żyje się mieszkańcom i… czy kury się niosą, a krowy dają mleko. - Pierwszy raz, jak usłyszałem te pytania, to chciałem się roześmiać, ale nie miałem zamiaru nikogo obrazić - mówi rozbawiony Piechocki. - Otóż zapewniam, że dzieci się rodzą, a kury znoszą jajka. W promieniu 50 czy 100 metrów od wiatraków pasą się daniele i sarny, a żurawie kukurydzę jak dziobały przed wiatrakami, tak dziobią i dzisiaj - zapewnia samorządowiec.
Kilka lat po Margoninie wiatraki pojawiły się także w sąsiedniej gminie Gołańcz. Ten sam inwestor postawił tu 52 turbiny wiatrowe. W ubiegłym roku kolejnych 35 wiatraków wyrosło w gminie Budzyń.
- Co pan sądzi o zmianach w ustawie wiatrakowej, które zmniejszają odległości od zabudowań z 10 wysokości wiatraka do 500 - czy jak chce poseł Marek Suski - do 700 metrów? - pytamy burmistrza.
- Oddajmy władztwo społeczności lokalnej i oczywiście tam, gdzie ludzie nie chcą, boją się - choć nie wiem, dlaczego - to nie powinno być wiatraków. Nie można nic robić na siłę. Ale tam gdzie ludzie chcą i jest taka możliwość, to nie zabraniajmy im tego - mówi Piechocki. - Dziś nasi mieszkańcy nie mogą postawić zabudowania w odległości mniejszej, niż 1,5 kilometra, mimo że stawialiśmy farmę przed ustawą z 2016 roku - tłumaczy nasz rozmówca.
Zmiany w ustawie wiatrakowej są jednym z 37 kamieni milowych, które Polska ma zrealizować, aby spełnić wymogi i uruchomić środki z Krajowego Planu Odbudowy.
>> Czytaj także: Prąd, pieniądze i drogi. Tak w Bobowie wiatraki budowali. Teraz czekają na nowe przepisy
-
Min. Moskwa chce zabierać paszporty krytykom PiS-u. "Putin też by chciał, żeby Nawalny wyjechał"
-
Rosja kończy jako wasal Chin. "Putin brzmiał płaczliwie, jak suplikant lekko zdesperowany"
-
"Chiny najbardziej boją się jednego". Prof. Góralczyk zdradza, jak działa Pekin. "Przemalować, przechytrzyć"
-
Gdzie jest Adrian Klarenbach? Nieoficjalnie: Gwiazdor TVP zawieszony. Poszło o posła Zjednoczonej Prawicy
-
Siedem osób rannych podczas egzekucji komorniczej w Brzegu. Doszło do wybuchu
- Książę William jest w Polsce. Niespodziewana wizyta w Rzeszowie
- Czy Emigracja XD jest przereklamowana?
- Apostazja - jak wystąpić z Kościoła? Wzór oświadczenia
- Okrzyki "Judasze", poleciały jajka. Incydent przed wystąpieniem wicepremiera Kowalczyka w Jasionce
- Kierowcy ciężarówek protestują. Na S8 są poważne utrudnienia. Zator ma 10 km