Rzucić wszystko i zostać ratownikiem w Bieszczadach? Na egzamin do GOPR przyjechali nawet znad morza

REKLAMA
Takiego egzaminu na ratowników GOPR w Bieszczadach dawno nie było. Śniegu w górach jest tak mało, że nie udało się sprawdzić umiejętności narciarskich kandydatów. W tym roku zgłosiło się 12 osób: 10 mężczyzn i dwie kobiety. Niektórzy - co ciekawe - z bardzo odległych części Polski. Co ich ciągnie w Bieszczady?
REKLAMA
Zobacz wideo

Z 12 osób, które przysłały do GOPR w Sanoku komplet potrzebnych dokumentów, na egzamin na Połoninie Wetlińskiej dotarło osiem osób - dwie kobiety i sześciu mężczyzn. Czekał ich trzystopniowy egzamin: teoretyczny - ze znajomości topografii Bieszczadów i wschodniej części Beskidu Niskiego oraz sprawnościowy - określający sprawność fizyczną i umiejętności jazdy na nartach.

REKLAMA

Ale była też niespodzianka - ocena tego, jak spakowali swoje plecaki.

- Zawartość plecaka bardzo dużo mówi o doświadczeniu i przygotowaniu do poruszania się w górach. We wstępnych wymaganiach nie podaliśmy listy rzeczy, które trzeba zabrać ze sobą. Kandydaci wiedzieli tylko, że będzie realizowana wycieczka górska w warunkach nocnych i że muszą się przygotować. Sami musieli określić, czego potrzebują, a naszym zadaniem było zerknięcie do tego, z czym idą. Sprawdzaliśmy, czy mają zapasowe ubrania, dodatkowe rękawice, coś od deszczu, herbatę, termos, powerbank, jakąś minimalistyczną apteczkę - opisuje szef szkolenia bieszczadzkiej grupy GOPR Jan Koza.

Egzaminatorzy przyglądali się nawet temu, jak torby są spakowane. Przyznają, że był jeden plecak perfekcyjny, którego nawet oni sami często nie mają, ale zdarzyły się też "grzechy" przeładowania plecaka, a to niepotrzebnie obciąża organizm i utrudnia wędrówkę. - Kandydaci nie wiedzieli, że ta część będzie oceniana, to mogło być zaskoczenie - przyznaje Jan Koza.

Dla turystów trasa na godzinę. Kandydatowi na ratownika wystarczą 22 minuty

Do tego, że egzaminatorzy ocenią sprawność, kandydaci musieli być przygotowani - to jeden z podstawowych wymogów, by podejść do egzaminu. - Jeszcze około 10 lat temu w wymaganiach dotyczących sprawności fizycznej mieliśmy test Coopera [próba wytrzymałościowa opracowana przez amerykańskiego lekarza Kennetha H. Coopera na potrzeby armii USA w 1968 roku - red.]. To klasyczny test biegowy przez 12 minut. Z czasem doszliśmy jednak do wniosku, że - jako ratownicy górscy - chcielibyśmy zobaczyć, jak te osoby będą sobie radziły w terenie górskim - mówi Koza.

REKLAMA

Nasz rozmówca zwraca uwagę, że często dochodzi do sytuacji, że akcja ratunkowa odbywa się w terenie, do którego nie da się podjechać na quadach albo skuterach. Wtedy ratownik musi wziąć potrzebny sprzęt i dotrzeć na miejsce pieszo, jak najszybciej. - Zmieniliśmy więc formułę i od kilku lat robimy ten egzamin sprawnościowy w formie podejścia, podbiegu na czas - tłumaczy Jan Koza.

W tym roku zadaniem sprawdzającym stopień sprawności fizycznej było podejście na czas z Przełęczy Wyżnej na Połoninę Wetlińską. Tę trasę doskonale znają turyści - jest jedną z najpopularniejszych w Bieszczadach. Na mapach czas jej przejścia, wyznaczony przez PTTK, to niewiele ponad godzina. W zależności od warunków i umiejętności turystów trasę można pokonać szybciej.

Zawsze dzień przed egzaminem jeden z ratowników przechodzi tę trasę i ocenia minimalny czas potrzebny do uzyskania kwalifikacji. Jak słyszymy, ustawienie sztywnego limitu byłoby dla kandydatów krzywdzące - pod uwagę trzeba wziąć chociażby warunki atmosferyczne, które wpływają na czas pokonania wyznaczonego dystansu.

W tym roku - ponieważ nie było dużo śniegu - limit wynosił 35 minut. Wszyscy kandydaci zmieścili się w czasie. Najwolniejsza osoba pokonała dystans w 32 minuty i 40 sekund, a najszybsza - w 22 minuty i 40 sekund. - Czasy, które w tym roku osiągnęli kandydaci, zrobiły na nas wrażenie - przyznaje szef szkolenia bieszczadzkiego GOPR.

REKLAMA

Pięć osób zdało pierwszą część egzaminu. Jeśli chodzi o część drugą - jazdę na nartach w terenie - pojawił się problem, bo nie ma na to odpowiednich warunków. Egzaminatorzy sprawdzili jedynie umiejętności poruszania się na nartach na stoku, ale to nie wystarczy. Kandydaci będą musieli zatem wrócić w Bieszczady w lutym lub marcu, kiedy będzie większa szansa na śnieg. - Przejdziemy sobie na nartach skiturowych prawdopodobnie przez Połoninę Wetlińską i zjedziemy w terenie otwartym i przez fragment lasu. Chodzi nam o to, żeby sprawdzić, jak te osoby radzą sobie w terenie na tych nartach, bo podczas akcji ratownicy grupy bieszczadzkiej korzystają zimą właśnie z nart skiturowych - mówi Jan Koza.

Warszawa, Białystok, okolice Wrocławia, a chcą służyć w Bieszczadach

Z roku na rok wśród kandydatów na ratowników jest coraz więcej osób z odległych części Polski - znad morza, Warszawy, okolic Wrocławia czy z Białegostoku. Dlaczego się zgłosili? - Najczęściej mówili po prostu, że kochają Bieszczady. Słyszałem kilka razy, że te góry mają w sobie to coś, jakąś magię - mówi Jan Koza.

GOPR nie kryje, że szczególnie cenni są ci, którzy są blisko, stąd preferowane jest mieszkanie na Podkarpaciu. Gdy zdarza się wezwanie do dużej akcji - to ważne, by ratownik mógł o każdej porze dnia i nocy szybko dotrzeć na miejsce.

Żaden z kandydatów nie deklarował, że chce rzucić wszystko i przenieść się w Bieszczady, ale niektórzy liczą, że mogliby łączyć swój urlop w tej części Polski z dyżurami w GOPR. I szef szkolenia bieszczadzkiego GOPR nie wyklucza takiego rozwiązania. - Jeżeli ktoś prezentuje odpowiedni poziom przygotowania do służby, to nie chcemy go skreślać. Jeżeli postawilibyśmy tylko na osoby z Podkarpacia, to za kilka lat moglibyśmy mieć problemy z zachowaniem ciągłości dyżuru i służby górskiej. Jeżeli zatem ktoś naprawdę chce i znajduje motywację, to dla nas też jest ważne, że potrafi z drugiego końca Polski przyjechać, żeby pomóc ratować ludzi w górach - mówi Jan Koza.

REKLAMA

W ostatnich dniach bieszczadzki GOPR podsumował miniony rok. Ratownicy mieli mniej pracy niż w latach poprzednich - wiążą to z mniejszym ruchem w górach, w związku z wojną w Ukrainie. W 2022 roku w Bieszczadach GOPR miał 235 wypraw, akcji i interwencji. Ratownicy pomogli 243 osobom. Przy 14 wypadkach GOPR-owcy współpracowali z Lotniczym Pogotowiem Ratunkowym. W 2022 roku w Bieszczadach zginęło 11 osób.  

REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA

TOK FM PREMIUM

REKLAMA
REKLAMA
Copyright © Grupa Radiowa Agory