Opole. Pracy dla kobiet już w zasadzie nie ma. "Chyba czas najwyższy, by rząd zastanowił się, co dalej"
Centrum Aktywizacji Społecznej w Opolu stało się centrum pomocy osobom z Ukrainy. Uchodźcy mogą załatwić tutaj różne sprawy - począwszy od tych związanych z legalizacją pobytu, skończywszy na wsparciu emocjonalnym.
- Mamy tu pracowników ZUS-u, pomocy społecznej czy urzędu pracy. Znalazło się też Miejskie Centrum Świadczeń, wsparcie psychologiczne oraz świetlica dla dzieci z Ukrainy - wylicza Zdzisław Markiewicz, dyrektor Miejskiego Ośrodka Pomocy Rodzinie w Opolu, któremu podlega CAS. - Uchodźcy z Ukrainy wychodzą stąd także z informacją, gdzie mogą przenocować, gdzie mogą znaleźć stosowną do pory roku odzież czy posiłek - dodaje.
Jak mówi, z pomocy centrum korzysta coraz mniej osób. Zaraz po wybuchu wojny w Ukrainie, gdy do Opola przyjeżdżało najwięcej uchodźców, miejsce to działało 24 godziny na dobę. - To napięcie i obciążenie pracą, które było w pierwszych dniach konfliktu wojennego, to było coś bardzo obciążającego - zarówno dla nas, jak i dla tych państwa, którzy do nas przyjechali. Musieli odstać swoje. Teraz sprawy załatwiane są właściwie na bieżąco - mówi dyrektor MOPR w Opolu.
Potrzebne rozwiązania systemowe
Co nie znaczy jednak, że miasto nie potrzebuje wsparcia z góry. - Zadajemy sobie ciągle pytanie, bo to już chyba czas najwyższy, by rząd zastanowił się, co będziemy robić dalej. Ofiarność osób prywatnych, instytucji i zakładów jest już praktycznie wyczerpana. To wszystko, co się będzie pojawiać w najbliższym czasie, musi być ujęte w jakieś ramy systemowe, bo inaczej będzie bałagan! - dodaje Markiewicz, nie kryjąc zdenerwowania.
Pracownicy pomocy społecznej oczekują informacji o perspektywach rządowego wsparcia. Jak mówią, nawet jeżeli w Opolu zostałaby jedna trzecia obecnej liczby uchodźców z Ukrainy, to jest i tak kilka tysięcy osób. Pojawia się zatem kwestia ich zakwaterowania, utrzymania i wielu innych bieżących problemów.
- To jest rzecz, która na pewno musi być uregulowana systemowo - stwierdza Markiewicz. - Nie mamy pojęcia, ile osób u nas zostanie. Pytam wśród znajomych już Ukraińców, jakie mają plany i właściwie wszyscy deklarują, że będą wracać. Ale kiedy będą mogli? To jest tajemnicą. Córka jednej z Ukrainek, która przyjechała do Opola, żeby jej pomóc przy opiece nad dzieckiem, deklarowała przed chwilą, że już chce wracać, a mama odparła jej: "Dziecko, na razie nie masz do czego" - dodaje.
Nasz rozmówca mówi jasno - miasto jest gotowe, by pomóc uchodźcom, ale chce też wiedzieć, na jakie wsparcie samo może liczyć. - Pracy dla kobiet w Opolu już w zasadzie nie ma. Mężczyźni wracają do Ukrainy, bo ojczyzna ich wzywa. Nie wiem, jak ta perspektywa będzie się rysować, bo przyjęcie ich na tzw. garnuszek systemu pomocy społecznej byłoby w ich pojęciu mocno deprecjonujące ich honor. Ci ludzie chcieliby tutaj godnie coś dla naszej ojczyzny zrobić, ale trzeba im odpowiednie warunki do tego stworzyć - apeluje Markiewicz.
Potrzeba wsparcia psychicznego
W Centrum Aktywizacji Społecznej w Opolu mieszkańcy Ukrainy mogą też znaleźć wsparcie psychologiczne. - My tutaj stabilizujemy emocje ludzi, którzy doświadczyli wielu nieszczęść związanych z wojną - mówi dyrektor Miejskiego Ośrodka Pomocy Rodzinie.
Pytany o problemy psychiczne czy emocjonalne, z którymi najczęściej mierzą się uchodźcy z Ukrainy, Markiewicz podaje wprost, że dla nich wszystkich "kosmicznym szokiem był sam fakt, że ta wojna wybuchła". Początkowo nie mogli sobie tego w ogóle zracjonalizować. Zdarzało się, jak opowiada nasz rozmówca, że przez kilka dni nie chcieli wychodzić ze swoich domów czy pokoi. Obawiali się wszystkiego, także tego, jak zostaną przyjęci w nowym mieście.
Wielu uchodźców, jak wspomina Markiewicz, miało też różne dodatkowe obciążenia. Zmagali się z chorobą lub jakimś uzależnieniem. W ich przypadkach adaptacja w nowym miejscu była jeszcze trudniejsza.
- Oni czują się prawdopodobnie jak wygnańcy, jak osoby bezdomne. Przeszły pierwszą traumę, ale przypuszczam, że będą doświadczać kolejnych, tak zwanej wtórnej traumy, która będzie wiązała się z takim oto obrazem: "Udało nam się uciec, jest nam tu w miarę dobrze, ale czujemy w sobie potrzebę powrotu do tych miejsc, z których wyjechaliśmy. Czy możemy?". To będzie bardzo trudne pytanie i trudna odpowiedź - mówi Markiewicz. Jak dodaje, w ośrodku w Opolu zdarzali się też już Ukraińcy, którzy zdecydowali się wrócić do kraju, ale to, co tam zobaczyli, ich przerosło. Postanowili więc znów przyjechać do Opola.
- To jest dla nas wszystkich, również ludzi nauki, taki temat do pogłębionych badań, byśmy wiedzieli, jak z tymi ludźmi dalej postępować, jaką im zaproponować pomoc, by nie oszaleli w pewnym momencie. Praca, język - tego można się nauczyć. Ale tęsknoty za tym, co było, nie da się wymazać z pamięci - podsumowuje Zdzisław Markiewicz.
-
"Piroman" Macron tylko "dolewa oliwy do ognia". Ekspert ostrzega. "To idzie w stronę jakichś śmierci"
-
Szokujące rekolekcje w Toruniu. Kobieta poniżana przed ołtarzem. Będzie wniosek do prokuratury
-
To nie broni jądrowej Putina należy się bać. Gen. Komornicki wskazuje "największe zagrożenie" dla Polski
-
Rafał Trzaskowski lepszym kandydatem na premiera niż Donald Tusk? [Sondaż dla TOK FM i OKO.press]
-
We Wrocławiu będą pilnować pomnika Jana Pawła II. "Bo wandale będą chcieli go zniszczyć"
- "Drastyczne" rekolekcje w Toruniu. "Żadna fundacja tego nie zrobiła, a w kościele dzieci to widziały"
- Użytkowanie wieczyste do likwidacji. Morawiecki wyliczył, kto na tym skorzysta
- Ukraina. W okupowanym Melitopolu Rosjanie przygotowują fikcyjne wybory regionalne
- W aucie osobowym wiózł do babci siedmioro dzieci. Jedno na stojąco w bagażniku
- 17-latek nakleił na kanapkę promocyjną naklejkę. Grozi mu więzienie, bo "naraził sklep na stratę 5,49 zł"