Nigdy nie lubiła grzebać w ziemi. Właśnie wydała książkę o... ogrodnictwie. "Moim roślinom wieczorem mówię dobranoc"

REKLAMA
Anna Gmiterek-Zabłocka
Joanna Żytkowska jest urzędniczką lubelskiego ratusza, wcześniej była też dziennikarką i szefową PR w dużej firmie. I nigdy nie lubiła zajmować się ziemią. Dziś przyznaje, że stworzenie własnego ogrodu, w tym warzywnika, miało być sposobem na stres w pracy. Właśnie wydała książkę "Po prostu posadź".
REKLAMA
Zobacz wideo

Joanna Żytkowska od lat pracuje w lubelskim ratuszu, była szefową kancelarii prezydenta miasta, dziś kieruje Departamentem Prezydenta. Wcześniej była dziennikarką radiową, pracowała też jako szefowa działu komunikacji w dużej korporacji. - Działalność w obszarze komunikacji jest bardzo obciążająca psychicznie i stresująca. Trzeba być niemal cały czas dostępnym. A ja czułam, że pracuję pod ogromną presją - opowiada w rozmowie z TOK FM. 

REKLAMA

- W pewnym momencie, pracując jako szefowa komunikacji w tej dużej korporacji, jadąc do pracy, płakałam z napięcia i bezsilności. Wtedy zaczynała się wiosna. I zauważyłam, że gdy wychodzę na balkon, by choć przez chwilę podziałać coś przy roślinach, to mnie to odpręża. Choćby symboliczne pięć minut na balkonie w bloku czy na działce daje mi ukojenie i wyciszenie, tak że nabieram ogromnego dystansu - mówi w rozmowie z TOK FM. I dodaje, że właśnie w takich okolicznościach - by uciec przed stresem i emocjonalnym napięciem - zaczęła zajmować się roślinami, ogrodem, zielenią. - Doszło do tego, że nawet, gdy wracałam z pracy, a już robiło się ciemno, starałam się pojechać na działkę choćby na moment - dodaje.

Nigdy nie lubiła grzebania w ziemi

Jako dziecko mieszkała w Lublinie, w domku jednorodzinnym, przy którym był ogródek. Gdy mama prosiła ją o pomoc w pieleniu grządek, traktowała to jako karę. - Nie lubiłam tego, wolałam w tym czasie bawić się z kolegami czy obejrzeć coś w telewizji. Ale jednocześnie pamiętam, że bardzo lubiłam zrywać prosto z krzaków zielony groszek czy pomidorki albo wyrywać z ziemi świeżutką, chrupiącą kalarepkę. Ich smak pamiętam do dziś - mówi z sentymentem w głosie. 

Dziś jest niemal zawodową ogrodniczką, choć gdy zaczynała, jeszcze mieszkając w bloku, miała jedynie kilka skrzynek na balkonie i niewielką działkę niedaleko domu. Dziś ma dom, koło niego ogródek - warzywnik, do tego m.in. ogród na dachu. - Byłam pierwszą osobą w Lublinie, która taki ogród na dachu, wspólnie z mężem, założyła - mówi z dumą. Nie kryje, że warzywa z dachu są najsmaczniejsze. - Bo mają świetne warunki, jest tam najwięcej słońca - dodaje, podkreślając, że bardzo lubi tam przebywać.  

Joanna Żytkowska rośliny w swoim warzywniku traktuje jak przyjaciół. - Czasami, gdy nie chcą rosnąć, mówię do nich: "Wyrzucę cię na kompost". I to mnóstwo razy zadziałało, naprawdę. A rano, idąc do pracy, zawsze idę sprawdzić, co mi skiełkowało. Od tego zaczynam dzień - dodaje. Jak wskazuje, bardzo lubi zmęczyć się w swoim ogrodzie. - Czasami jest tak, że muszę popracować z rozsadami - przesadzić coś czy przepikować. Uwielbiam ten czas. Schylam się, klękam - to duży wysiłek fizyczny, czasami mam nawet zakwasy. Ale zawsze jest tak, że muszę wieczorem pójść do moich roślin i "powiedzieć im dobranoc". Wiem, że mnóstwo osób zajmujących się ogrodnictwem też tak ma - mówi nasza rozmówczyni. 

REKLAMA

Urzędniczka lubelskiego ratusza swoją wiedzą i doświadczeniem dzieli się z innymi - prowadzi bloga,stronę na Instagramie oraz wydaje podcasty. - Gdy ktoś mnie pyta "jak zacząć uprawiać własne warzywa?", najczęściej odpowiadam: po prostu posadź, zacznij działać i zobacz, co się stanie. Rośliny chcą rosnąć, trzeba tylko dać im tę szansę - tłumaczy w TOK FM. Właśnie wydała na ten temat książkę "Po prostu posadź", w której zawarła szereg wskazówek co do tego, jak przygotować przestrzeń, w której będziemy uprawiać warzywa czy jak dbać o glebę. 

Joanna przyznaje, że w swoim lubelskim warzywniku ma głównie sprawdzone odmiany pomidorów, ogórków, buraczków, kalarepek i wielu innych roślin, w tym kwiatów na bukiety. - Osiemdziesiąt procent mojego ogrodu to odmiany sprawdzone, tradycyjne, czasami polecone przez innych. Ale to, co sprawia mi największą radość, to fakt, że mam też nietypowe rośliny. Gdy jesteśmy na urlopie, biegnę na bazar i szukam warzyw, z których mogę wydłubać jakieś nasionko. Sprowadzam nasiona z różnych miejsc, choć nie zawsze jest to łatwe, bo np. w związku z brexitem są problemy z Wielką Brytanią i ściąganiem nasion właśnie stamtąd - tłumaczy.

- Mam np. pyszny fioletowy groszek, mam żółte buraczki, które są niesamowicie smaczne. Mam też choćby purpurowe marchewki, które w mojej ocenie są nieco słodsze od tych, które wszyscy znamy - dodaje. Robi z nich m.in. sałatki, którymi częstuje znajomych. - To naprawdę wspaniałe uczucie, gdy wiesz, że możesz zjeść coś, co samemu wyhodowałeś. Smacznie, zdrowo, ekologicznie, z satysfakcją - tłumaczy. Przyznaje, że w ogrodzie jest tak, że coś może się nie udać. - Ale nie stresuję się tym. Po prostu szukam, czytam, by wiedzieć, co zrobić, by następnym razem poszło lepiej - dodaje w rozmowie z TOK FM. 

Urzędniczka-ogrodniczka tłumaczy, że wiosną jest najlepszy czas na wzięcie się do pracy i rozpoczęcie przygody w warzywami. Choćby na własnym balkonie w bloku. - Takie warzywa, które są bardzo proste i które trudno, by nam się nie udały, to m.in. sałata, cukinia, fasola, groszek, pomidorki, papryka. A to już dużo, prawda? Całkiem niezły posiłek można z tego przygotować. Marzec, kwiecień, maj to są właśnie miesiące, gdy możemy tworzyć nasz warzywnik - radzi Joanna Żytkowska. 

REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA

TOK FM PREMIUM

REKLAMA
REKLAMA
Copyright © Grupa Radiowa Agory