Nie tylko na Podlasiu dochodzi do push-backów. "Codziennie mam po kilkadziesiąt telefonów"

Anna Gmiterek-Zabłocka
Straż Graniczna nie przyjmuje wniosków o status uchodźcy nie tylko na Podlasiu, ale też na przejściu z Białorusią w Terespolu na Lubelszczyźnie - twierdzą prawnicy pomagający migrantom. - Codziennie mam po kilkadziesiąt telefonów z prośbą o pomoc w przekroczeniu granicy. Dostaję zdjęcia, pokazujące, jak bardzo są te osoby pobite i dotknięte innymi formami przemocy - mówi dr Tomasz Sieniow.
Zobacz wideo

Jak słyszymy od prawników, na przejściu w Terespolu pojawia się coraz więcej osób. Granicę próbują tu - legalnie - przekroczyć rodziny z Kaukazu, które uciekają m.in. przed reżimem przywódcy Czeczenii Ramzana Kadyrowa. Czeczeni uciekają, bo są mobilizowani do wojska - przymusowo, po stronie Rosji. Podobnie jak mieszkańcy choćby Dagestanu czy Inguszetii. Dotyczy to m.in. miejscowych lekarzy i pielęgniarek, którzy są potrzebni w rosyjskich szpitalach polowych w obliczu wojny w Ukrainie. 

Kto nie chce iść na wojnę, jest bity i prześladowany. Jak mówi nam prawnik dr Tomasz Sieniow z Instytutu na Rzecz Państwa Prawa, który pomaga migrantom na granicy, do Terespola docierają m.in. ludzie, którzy byli biczowani czy wykorzystywani seksualnie w swoim kraju. Na granicy próbują oficjalnie, zgodnie z prawem, składać wnioski o status uchodźcy, ale - jak twierdzi nasz rozmówca - pogranicznicy przyjmują je tylko od pojedynczych osób. Nikt do końca nie wie, od kogo zależy, ile wniosków danego dnia zostanie przyjętych. Jak słyszymy, dziennie to najczęściej jeden lub dwa wnioski od rodzin. 

- Rzeczywiście dochodzi do zawróceń na Białoruś. Nie są przyjmowane wnioski o udzielenie ochrony międzynarodowej od osób, które o to proszą i tego oczekują - mówi Sieniow. I dodaje, że jego organizacja stara się pomagać takim migrantom i ich rodzinom. Numer pana Tomasza rozszedł się błyskawicznie na kanałach Telegramu, którymi posługują się cudzoziemcy. - Codziennie mam po kilkadziesiąt telefonów z prośbą o pomoc w przekroczeniu granicy. Dostaję zdjęcia pokazujące, jak bardzo są te osoby pobite i dotknięte innymi formami przemocy - mówi dr Sieniow. 

Jak pomaga Instytut na rzecz Państwa Prawa? Jeśli wcześniej wie, że dana osoba czy rodzina pojawi się na granicy, dr Tomasz Sieniow i jego współpracownicy starają się przygotować opis jej sytuacji - co ją spotkało w kraju pochodzenia, jakich prześladowań i przemocy doświadczyła, w jakim stanie zdrowia są poszczególne osoby. Taka notatka jest wysyłana do Straży Granicznej. - I muszę przyznać, że to w naprawdę wielu przypadkach pomaga - mówi Sieniow. Zgodnie z danymi, które ma, udało się pomóc w ten sposób około 60 rodzinom. 

- Ci ludzie, którzy pojawiają się w Terespolu, to osoby, które są zagrożone mobilizacją i są zmuszane siłą do przyjęcia powołania do armii. To są całe rodziny, bo mimo, że zagrożeni są mężczyźni, nie zostawiają swoich żon w kraju pochodzenia, ponieważ, gdyby je zostawili, to ich żony czy matki są poddawane przemocy, w tym seksualnej - dodaje prawnik. 

Terespol to oficjalne drogowe przejście graniczne, ale ci, którzy uciekają z Kaukazu, nie mają samochodów. Najczęściej wynajmują tzw. taksówkę, czyli osobę, która za 500 czy 1000 dolarów zgadza się przewieźć je przez granicę (najczęściej z rodziną). Bo granicy w Terespolu nie można przejść na piechotę.

Najczęściej za pierwszym razem się nie udaje, mimo że - jak twierdzą - mówią Straży Granicznej, że chcą złożyć wniosek o nadanie statusu uchodźcy, ale nikt ich nie słucha. Wnioski nie są przyjmowane, a w dokumentach nie ma śladu tego, że rodzina próbowała prosić o azyl. Niektóre rodziny próbują po 8-10 razy, aż w końcu udaje im się wjechać do Polski. Za każdym razem płacą za "podwózkę". O tym zjawisku piszą też prawnicy ze Stowarzyszenia Interwencji Prawnej, które od lat pomaga uchodźcom i uchodźczyniom. 

- Przeważnie są to ofiary tortur: rażenia prądem, biczowania, bicia - w przypadku mężczyzn, natomiast w przypadku kobiet - ofiary gwałtów. Są to osoby, które są zdesperowane i straumatyzowane, bo doświadczyły przemocy i bardzo się jej boją. Często są to ludzie, których ojcowie czy matki zginęli już wcześniej na wojnie w Czeczenii i teraz te osoby dostają "ofertę" pójścia na wojnę przeciw Ukrainie. Władza pokazuje im swoją siłę, by wymóc na nich pójście na wojnę - opowiada dr Sieniow. 

Na grupach społecznościowych w internecie krążą filmy z Terespola, na których widać i słychać, jak migranci proszą, błagają o ochronę międzynarodową. Ale wnioski nie są od nich przyjmowane. - Jeśli ktoś deklaruje, że chce złożyć wniosek o status uchodźcy, to zgodnie z przepisami każda taka osoba powinna móc taki wniosek złożyć - tłumaczy Sieniow. 

Opowiada o tym, co czasami słyszy od rodzin. - Raz usłyszałem od jednej z kobiet: "Przy dziesiątej próbie przekroczenia granicy w Terespolu funkcjonariusz mi powiedział: "Dlaczego nie zadzwonisz do Tomasza i nie poprosisz o pomoc? On ci przygotuje pisma, wszystko opisze i wtedy będzie łatwiej". I rzeczywiście, zdarzyło nam się, że jedna matka z ośmiorgiem dzieci zdecydowała się poczekać miesiąc na naszą pomoc. Przygotowaliśmy jej szczegółowy opis jej sprawy, wysłaliśmy do komendanta i to okazało się skuteczne - mówi Sieniow. Do takich opisów konkretnej historii dołączane są też dokumenty danej rodziny. 

Jak mówi, wolałby się tymi sprawami w ogóle nie zajmować, bo wnioski o azyl powinny być - tak jak określa prawo międzynarodowe - przyjmowane na granicy, a potem ich rozpoznaniem winien się zająć Urząd do Spraw Cudzoziemców. Ale tak się w bardzo wielu przypadkach nie dzieje. 

Wysłaliśmy pytania do Straży Granicznej. Chcemy wiedzieć m.in. ile osób - na przestrzeni ostatnich trzech miesięcy - średnio dziennie zgłasza się do odprawy granicznej na drogowym przejściu w Terespolu. Czekamy na odpowiedź. 

DOSTĘP PREMIUM

WE WSPÓŁPRACY Z