"Nie mamy w Polsce swoich domowych talerzy, części rodziny i znajomych, ale świętujmy. Bo święta są w nas"

24 grudnia to dzień, który rozpoczyna jedenasty miesiąc wojny w Ukrainie. W Polsce są tysiące ukraińskich uchodźców. Część z nich spędzi święta z polskimi rodzinami, inni - w gronie swoich ukraińskich znajomych i przyjaciół. - Święta to mój ulubiony dzień w roku. Szczególnie ważna jest kutia, która musi się pojawić i żadna wojna nie stanie mi na przeszkodzie, bym ją zjadła - mówi psycholożka Helena Nagirna.
Zobacz wideo

Helena Nagirna - psycholożka ze Lwowa - przyjechała do Polski tuż po wybuchu wojny, razem z 16-letnim synem. Mieszka w Lublinie i pomaga swoim rodakom przetrwać ten trudny czas. Prowadzi terapię, od stycznia uruchamia bezpłatne grupy wsparcia dla dzieci i dorosłych. 

- Codziennie słyszę: "Nie wiem, co z nami będzie" - przyznaje w rozmowie z nami Helena. Jak mówi, jej wsparcie polega m.in. na tym, że rozmawia, rozmawia i jeszcze raz rozmawia. Część Ukrainek i Ukraińców czuje bezsilność, apatię i ogromny lęk. - Ważne, by myśleć o tym, co tu i teraz. Wiadomo, że nikt z nas nie wie, kiedy wojna się skończy. Dlatego musimy żyć tu, gdzie jesteśmy. Pytam tych, którym pomagam, co zrobiłeś czy zrobiłaś ostatnio dla siebie? I często słyszę: "nic". A to ważne - dodaje.

Czasem, jak mówi, wystarczą proste rzeczy. - Ugotuj obiad, pomaluj rzęsy, wyjdź z psem na spacer - wylicza.

- Niektórzy mówią, że nie chcą robić nic dla siebie, bo nie czują takiej potrzeby. A ja odpowiadam wtedy: to zrób coś dla innych, a przez to też pomagasz sobie - tłumaczy psycholożka. I zachęca na przykład do pomocy któremuś z dzieci z Ukrainy, choćby w odrabianiu prac domowych.

Helena Nagirna ze LwowaHelena Nagirna ze Lwowa Fot. Anna Gmiterek-Zabłocka/ Radio TOK FM

Święta? "Trudny czas"

Psycholożka opowiada, że ostatnio miała wiele pytań o to, jak w obliczu wojny obchodzić Boże Narodzenie. - Nie mamy w Polsce swoich domowych talerzy, nie mamy części rodziny i znajomych, ale świętujmy. Bo święta są w nas - podkreśla. - Nieważne, ile osób jest przy stole, czy ile jest na nim potraw. Nie pozwólmy, by wojna odebrała nam ten piękny czas. Część z nas będzie obchodzić święta z polskimi rodzinami, inni - razem z innymi Ukrainkami i Ukraińcami - mówi dalej pani Helena. 

Przyznaje, że część ukraińskich rodzin pytało ją, co z kolędami, bo Polacy mają zupełnie inne niż w Ukrainie. - Odpowiadałam, że przecież możemy się nauczyć też polskich kolęd i śpiewać wspólnie. Ale możemy też nauczyć Polaków którejś z naszych, ukraińskich kolęd. Możliwości są różne, warto je dostrzec - dodaje psycholożka. 

Jak sama podchodzi do świąt? - To mój ulubiony dzień w roku. Szczególnie ważna jest kutia, którą bardzo lubię i która musi się pojawić. I żadna wojna nie stanie mi na przeszkodzie, bym ją zjadła - stwierdza. - Na Wigilię będę u rodziny, tutaj w Lublinie. Drugiego dnia wyjeżdżam z właścicielką mieszkania, które wynajmuję, do jej bliskich, którzy traktują mnie jak córkę. A potem mam jeszcze spotkanie z koleżankami, które poznałam w Polsce - opowiada. 

Święta Ukraińców

Takich osób jak Helena Nagirna są w Polsce tysiące. Na przykład Tania, która przyjechała spod Kijowa. Zamieszkała w Lublinie z dwójką dzieci. Pracuje, dzieci chodzą do szkoły. - My w Ukrainie mamy święta prawosławne, 6 stycznia. Ale w tym roku wszystko stanęło na głowie, dlatego będę świętować u moich polskich przyjaciół. To ludzie, którzy od początku wojny nam pomagają. Nie znaliśmy się wcześniej, ale otworzyli przed nami swój dom i swoje serca - opowiada. Przygotowuje ukraińską sałatkę winegret. To w jej domu była tradycja.

Jest też Nastia Kinzerska - z pochodzenia Ukrainka, od wielu lat mieszka w Lublinie i pracuje w urzędzie miasta. Od pierwszego dnia wojny działa w Lubelskim Społecznym Komitecie Pomocy Ukrainie. Jak mówi, u niej w domu święta są dwukrotnie - tak jak w Polsce i tak jak w Ukrainie, 6 stycznia. - Czym więcej okazji do świętowania, tym przyjemniej. Zwłaszcza dla dzieci - śmieje się. - W tym roku nie mówimy "wesołych świąt". Jedyne życzenie na święta, to: "oby zwycięstwo Ukrainy było jak najszybciej". Bo nie ma mowy, by wojna zakończyła się w inny sposób. Ludzie będą bronić każdego kawałeczka naszej, ukraińskiej ziemi. Pamiętajmy o tym także w święta - dodaje. 

Nastia przyznaje, że dla osób, które uciekły przed wojną, święta to trudny czas, bo wracają wspomnienia. - Chcemy być blisko tych ludzi, którzy musieli zostać w Ukrainie, walczą o nasz kraj, a są dla nas bliscy. Wracamy myślami do tych miejsc, które były dla nas cenne, a części z nich już nie ma. Niebezpieczeństwo w Ukrainie się nie kończy, nawet w tych spokojniejszych regionach. Część ludzi sobie nie radzi. Nasza psychika nie jest przygotowana na narastający stres - mówi. 

Podkreśla, że duża część ukraińskich rodzin jest w Lublinie już od wielu miesięcy i jakoś zaczynają sobie radzić. Ale są też takie, które dopiero przyjeżdżają - w związku z zimą i trudnymi warunkami. - Spotkałam ostatnio mamę, która wytrwała w Ukrainie osiem miesięcy, była w ciąży, tam urodziła. Ale teraz już zdecydowała się wyjechać. Dziecko urodziło się jako wcześniak, potrzebuje ciepła, dobrych warunków, a w Ukrainie zimno, często brakuje też wody. Uznała, że musi opuścić swój kraj dla dobra dziecka - opowiada pani Nastia. 

DOSTĘP PREMIUM

WE WSPÓŁPRACY Z