"Minister ręcznie steruje tym uniwersytetem". Ksiądz Wierzbicki tłumaczy rozstanie z KUL

REKLAMA
- Nie jestem skłonny do przemilczania zła. Dlatego postanowiłem nie milczeć również w sprawie tego, co dzieje się na KUL - mówi nam ksiądz profesor Alfred Wierzbicki, który po 30 latach odchodzi z Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego.
REKLAMA
Zobacz wideo

Ksiądz profesor Alfred Wierzbicki - po 30 latach pracy na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim - właśnie przeszedł na Uniwersytet Marii Curie-Skłodowskiej. W rozmowie z nami wyjaśnia, że nie chciał już dłużej firmować swoim nazwiskiem tego, co dzieje się na KUL. - Nie jestem skłonny do przemilczania zła. Mam taki charakter, że o złu mówiłem i mówię wielokrotnie. Dlatego postanowiłem nie milczeć również w sprawie tego, co dzieje się na KUL - komentuje. - Trzeba myśleć, co będzie z tą uczelnią, gdy przeminie koszmarny czas ministra Czarnka i obecnego rektora Mirosława Kalinowskiego. KUL będzie musiał stanąć w jakiejś prawdzie - dodaje.

REKLAMA

"KUL stał się upolityczniony"

Ksiądz profesor zwraca uwagę, jak ogromną rolę na KUL odgrywa właśnie minister Przemysław Czarnek, który jest tu także wykładowcą. - Z jednej strony organizuje niejako swoje uczelnie, które wpisują się w plan tak zwanej wymiany elit, o czym Prawo i Sprawiedliwość mówi od dawna. Ale z drugiej strony, chce też poligonem wymiany elit uczynić KUL i to jest to, o czym trzeba głośno mówić i przeciwko czemu protestować - stwierdza.

W ocenie naszego rozmówcy obecny rektor inaczej by się zachowywał, gdyby szefem resortu edukacji i nauki był ktoś inny. - Mógłbym cytować setki przypadków, kiedy minister ręcznie steruje tym uniwersytetem. Moim zdaniem KUL stał się upolityczniony - ocenia gość TOK FM. 

"Nie mam już nic ani do zyskania, ani do stracenia"

- Przed laty poeta Mieczysław Jastrun w jednym z utworów pisał, że jak pociąg dojeżdża na stację, na której zaczyna się nowa historia, to okazuje się, że nie ma już pasażerów. Nie chciałbym, aby KUL był takim właśnie pociągiem, który dojedzie na stację, kiedy skończy się władza PiS (...) i rektor będzie się wstydził swoich zachowań. Już teraz trzeba myśleć, jak uratować uczelnię. Mój głos może brzmieć jak głos wariata, ale ja bardzo trzeźwo myślę. I nie mam już nic ani do zyskania, ani do stracenia - przyznaje nasz rozmówca. 

Ksiądz tłumaczy, że postanowił odejść po tym, jak po 30 latach rzetelnej, zaangażowanej pracy na rzecz uczelni został "przeczołgany" w postępowaniu dyscyplinarnym przez rzecznika prof. Waldemara Bednaruka. Przypomnijmy, zarzuty stawiane księdzu profesorowi dotyczyły jego wypowiedzi medialnych, także dla Radia TOK FM. Ostatecznie profesor nie został ukarany. Częściowo go uniewinniono, częściowo - sprawę umorzono.

REKLAMA

- To były m.in. wycieczki personalne pod moim adresem. (...). Rzecznik dyscyplinarny posługiwał się napuszoną, "świętojebliwą" retoryką religijną. Ciągle zasłaniał się dobrem Kościoła, dobrem uczelni. To zaczęło rodzić we mnie gorzkie myśli o poziomie moralnym i intelektualnym ludzi, których kształcił przez lata KUL. Uznałem, że jest to środowisko, którego dłużej nie mogę wspierać - opowiada. 

Wskazuje równocześnie, że jego odejście z Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego i przeniesienie się na UMCS (gdzie wygrał konkurs), to z jednej strony gest protestu, ale z drugiej - gest, który powinien skłonić środowisko naukowe KUL do refleksji.

- Bo ludzie siedzą cicho, jak w okresie komunizmu. Przy kawie można sobie ponarzekać, można anonimowo powiedzieć: "Czuję się, jak w samolocie porwanym przez terrorystów". Ale czasami trzeba zrobić coś więcej. Ja działań obecnej ekipy rektorskiej doświadczyłem poprzez działania rzecznika dyscyplinarnego. Odchodzę dla dobra KUL - stwierdza rozmówca TOK FM. Na koniec wspomina, że od pracowników uczelni otrzymał wiele wyrazów sympatii i wsparcia. 

REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA

TOK FM PREMIUM

REKLAMA
REKLAMA
Copyright © Grupa Radiowa Agory