Kasztanem po karoserii. W Zamościu musieli ostrzec mieszkańców, bo zaczynały spływać skargi
Blisko centrum Zamościa, dokładnie przy Zamojskim Domu Kultury, od lat rosną olbrzymie kasztanowce. Szczególną uwagą cieszą się dwa razy w roku. Wiosną, podczas matur, gdy kwitną i jesienią, gdy zrzucają to, co szybko zabierają do domów dzieci. Przez lata drzewa nie wywoływały w mieście większych dyskusji. Do czasu, aż stanął przy nich znak drogowy z wykrzyknikiem i tabliczką: "Spadające kasztany na odc. 200 m".
Dlaczego przez lata kasztany na samochody nie spadały?
Wcześniej problemu nie było, bo pod kasztanowcem nie było też parkingu. Jednak z racji tego, że okolica Zamojskiego Domu Kultury przez mieszkańców odwiedzana jest dość często, miasto postanowiło - właśnie na ulicy Kiepury - wyznaczyć miejsca postojowe niejako wcięte w pas zieleni. W efekcie auta stają teraz pod drzewami.
Gdy pierwsze spadające kasztany uszkodziły samochody - zarysowały bądź spowodowały wgłębienia w karoserii - do miejskich urzędników szybko zaczęły napływać skargi. Stąd w Zarządzie Dróg Grodzkich w Zamościu zaczęto szukać rozwiązań.
Nie ma mowy o wycince drzew
- To stare, piękne drzewa i nawet przez myśl mi nie przeszło, żeby po skargach usuwać je z tego rejonu - mówi stanowczo Marcin Nowak, dyrektor Zarządu Dróg Grodzkich. Podkreśla również, że problem spadających kasztanów może być kłopotliwy dla kierowców i złościć szczególnie tych, którzy w pośpiechu nie spojrzą, co wisi nad ich głowami. Roszczenia przekierowano więc do firmy ubezpieczeniowej.
Drogowcy jednak chwalą sobie współpracę z kierowcami, bo to oni - poprzez swoje doświadczenia - mogą uchronić przed niebezpieczeństwem innych. - Przypominam sobie sytuację, gdy stawialiśmy dodatkowe znaki na [ulicy] Legionów i Dzieci Zamojszczyzny, ponieważ kierowcy coraz częściej zauważali tam wbiegające dzikie zwierzęta. Ci ostrożni na pewno są teraz bardziej uważni na tym odcinku - mówi dyrektor Zarządu Dróg Grodzkich.
A co z reakcją na "kasztanowe" ostrzeżenia? - Prawie codziennie to sprawdzam i zawsze - przejeżdżając przez ten rejon - zerkam. Co ciekawe, samochody stoją dalej. Czy jest ich więcej albo ktoś rezygnuje? Trudno powiedzieć. Podkreślam jednak, że w tym wypadku parkują już na własne ryzyko, bo my zrobiliśmy wszystko, żeby jasno o zagrożeniu poinformować - podkreśla Marcin Nowak.
I dodaje, że znak ostrzegający przed spadającymi kasztanami za kilkanaście dni stamtąd zniknie, bo zniknie też zagrożenie.
Zamojski urzędnik, pytany o inne znaki drogowe z nietypowymi ostrzeżeniami, wspomina ulicę Kilińskiego i znak z informacją: "Droga okresowo zatapiana". W czasie nawałnicy droga bowiem szybko zamieniała się w rwącą rzekę, z pokonaniem której problem mieli zarówno kierowcy, jak i piesi.
Nasz rozmówca przytacza także znak, na który natknął się już poza miastem, ale w granicach powiatu zamojskiego - konkretnie przed miejscowością Komarów. Tam znajdowało się ostrzeżenie o "okresowych namuleniach na jezdni". W tym miejscu bowiem - jak można się domyślać - na jezdnię spływało błoto, które stanowiło zagrożenie. - O ile nie da się wpływać zwykle na wygląd samych znaków, to ta tabliczka [umieszczana pod znakiem - red.] daje nam, drogowcom, dużą swobodę do szybkiego, precyzyjnego i okresowego reagowania na to, co może stanowić zagrożenie dla ruchu - podsumowuje dyrektor Nowak.
-
We Wrocławiu będą pilnować pomnika Jana Pawła II. "Bo wandale będą chcieli go zniszczyć"
-
20-latek schował się przed policjantami w szafie. Kryjówkę zdradził kot
-
W aucie osobowym wiózł do babci siedmioro dzieci. Jedno na stojąco w bagażniku
-
Szokujące rekolekcje w Toruniu. Kobieta poniżana przed ołtarzem. Będzie wniosek do prokuratury
-
"Drastyczne" rekolekcje w Toruniu. "Żadna fundacja tego nie zrobiła, a w kościele dzieci to widziały"
- "Piroman" Macron tylko "dolewa oliwy do ognia". Ekspert ostrzega. "To idzie w stronę jakichś śmierci"
- Użytkowanie wieczyste do likwidacji. Morawiecki wyliczył, kto na tym skorzysta
- Dwa domy, ale jedno dzieciństwo. Rozstanie rodziców nie musi być traumą
- Kaczyński "nie prowadzi zdrowego trybu życia". "Słabo się czuje". A "frakcje zaczynają wyłazić spod dywanu"
- Senator Libicki przeprasza ofiary pedofilii za wpis na Twitterze. "Popełniłem błąd"