Elżbieta Podleśna skazana przez sąd we Włodawie. Ma zapłacić 1000 złotych grzywny. Zapowiada apelację

Anna Gmiterek-Zabłocka
Tysiąc złotych grzywny - za nazwanie policjanta "chamem" - orzekł w piątek sąd we Włodawie wobec Elżbiety Podleśnej. - Jestem bardzo poruszona tym, że sąd nie uwzględnił kontekstu całej sytuacji. Bo jeśli nie będziemy uwzględniać kontekstu, to daleko nie zajedziemy - komentuje aktywistka.

Chodzi o sytuację z września 2021 roku. Elżbieta Podleśna była wtedy na urlopie w okolicach Włodawy na Lubelszczyźnie. Gdy dostała sygnał od aktywistów Grupy Granica, że ktoś na bagnach potrzebuje pomocy, wsiadła w samochód i pojechała szukać uchodźców. - Zabrałam trochę ciepłych rzeczy, na wszelki wypadek i pojechałam w okolice rzeki. Była tam już straż pożarna - wspomina w rozmowie z TOK FM. 

W międzyczasie dowiedziała się, że chodzi o zupełnie inne miejsce. - Zapytałam strażaków, czy mogę tam z nimi pojechać, bo miałam więcej informacji od Grupy Granica. Zgodzili się - opowiada aktywistka. Jak mówi, na bieżąco wszystko relacjonowała w swoich mediach społecznościowych, bo wierzyła, że dzięki temu wobec cudzoziemców nie zostanie zastosowany tzw. push-back i nie zostaną wyrzuceni na Białoruś. - Pamiętajmy, że byliśmy już po wydarzeniach w Usnarzu i wiedzieliśmy, jak może zachować się Straż Graniczna - mówi Podleśna.

Gdy razem ze strażą dojechała na miejsce, byli tam już umundurowani policjanci. Ale - jak podaje - pojawił się też jeden, nieumundurowany, który nie chciał się wylegitymować. - Zaczął mnie odpychać. Był oburzony, że go filmuję po cywilnemu. Podniesionym głosem powiedziałam, że musi się zdecydować, kim jest i jeśli jest w cywilu, to dlaczego jakiś cham w cywilu pcha się do mnie z łapami - opowiada dalej Podleśna. Podkreśla, że wszystko było zarejestrowane na relacji na żywo, którą prowadziła wówczas w mediach społecznościowych (i która była dowodem w sprawie).

1000 złotych grzywny

Właśnie określenie "cham" przyczyniło się do procesu, który miał miejsce przed Sądem Rejonowym we Włodawie. Elżbieta Podleśna została oskarżona z art. 226 Kodeksu karnego - o znieważenie funkcjonariusza na służbie. Sąd skazał ją właśnie na karę tysiąca złotych grzywny. Ma też pokryć koszty procesu.

- Niezależnie od podnoszonych przez obronę i samą oskarżoną wątpliwości, czy funkcjonariusz wylegitymował się w sposób prawidłowy, czy w ogóle się wylegitymował, należy wskazać, że oskarżona doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że ma do czynienia z funkcjonariuszem policji - uzasadniał sędzia Andrzej Bronisz. - Na nagraniu słychać, jak policjant, który był co prawda nieumundurowany, ale to było uzasadnione charakterem interwencji - wskazał oskarżonej, że jest z policji - dodał. 

Sędzia wskazał również, że na nagraniu słychać, że oskarżona wyraża się "z pogardą do formacji policyjnej, w ogólności". - Dostrzegając oczywiście emocjonalność oskarżonej, która do pewnego stopnia może być zrozumiała, określenia, którymi obdarzała funkcjonariusza m.in. "zamordysta", "łazęga", "cham" - przede wszystkim określenie "cham" wyraża pogardę dla drugiego człowieka. Pogardę - w tym przypadku dla funkcjonariusza policji. Te określenia były kierowane przez oskarżoną w stosunku do pokrzywdzonego podczas i w związku z pełnieniem przez niego obowiązków służbowych - mówił sędzia. 

Andrzej Bronisz podkreślił przy tym, że - nie zważając na kontekst całej sytuacji - nie można używać wobec policjantów tak obraźliwych określeń. - Określenia, które padały pod adresem policjanta, były nieuzasadnione. Niezależnie od tego, czy komukolwiek w danych okolicznościach podobają się czynności funkcjonariusza policji, czy się ktoś zgadza z nimi czy nie, jesteśmy wszyscy jako obywatele zobowiązani się im podporządkować - dowodził sędzia. 

Podleśna zapowiada apelację

Elżbieta Podleśna (nieobecna w piątek w sądzie) nie zgadza się z wyrokiem i zapowiada apelację. - Jestem bardzo poruszona tym, że sąd nie uwzględnił kontekstu całej sytuacji. Bo jeśli nie będziemy uwzględniać kontekstu, to daleko nie zajedziemy. Mówię w liczbie mnogiej jako o państwu, o wymiarze sprawiedliwości. Bo w ten sposób produkuje się społeczeństwo, które jest posłuszne, podporządkowuje się, wykonuje wszelkie polecenia kogokolwiek, kto dysponuje władzą. W ten sposób tworzy się armię, a nie społeczeństwo obywatelskie - mówi aktywistka. 

I podkreśla, że chciała przeciwdziałać push-backowi migrantów, czego absolutnie nie żałuje, a teraz - sama ma przez to problemy. Jak tłumaczy, była na miejscu, wszystko relacjonowała, bo chciała zadać cudzoziemcom pytanie w sprawie procedury azylowej. - To było dla mnie kluczowe, by im pomóc w ten sposób pomóc - dodaje. 

Jak mówi obrońca aktywistki mecenas Radosław Baszuk, można się zgodzić z sądem, że obywatel ma obowiązek stosowania się do poleceń policjanta, ale - jak tłumaczy - wyłącznie wtedy, gdy te polecenia są wydawane na podstawie prawa.

- W tej sytuacji to nie miało miejsca, co wynika z nagrania, które nie zostało zakwestionowane przez sąd. Pokrzywdzony nie był umundurowany, nie miał na sobie ani legitymacji zawieszonej na szyi, ani nawet kamizelki odblaskowej z napisem "policja". W moim przekonaniu, nie zachowywał się tak, jak powinien zachowywać się funkcjonariusz. Bo nie przyjmuję, by zachowaniem funkcjonariusza było warknięcie "policja" i odepchnięcie pani Elżbiety Podleśnej - mówi Baszuk. I dodaje, że na miejscu było też kilku innych umundurowanych policjantów - żaden z nich nie poczuł się urażony czy znieważony i żaden nie poszedł do prokuratury czy sądu.

- W mojej ocenie kluczowe znaczenie ma to, czy nie było tak, że to znieważające zachowanie wywołane zostało wyzywającym zachowaniem policjanta. Bo w takiej sytuacji prawo karne przewiduje na przykład możliwość odstąpienia od wymierzenia kary - dodaje mecenas Baszuk. I nie ma wątpliwości, że będzie apelacja. 

DOSTĘP PREMIUM

WE WSPÓŁPRACY Z