Lubelska szkoła odmawia przyjęcia uchodźców z Ukrainy. Część rodziców oburzona: ''Jest mi wstyd''

Rada Rodziców i dyrekcja Szkoły Podstawowej nr 16 w Lublinie nie chce, by w placówce powstał punkt pomocy uchodźcom. Napisali w tej sprawie petycję do władz miasta. Przekonują, że szkoła i tak jest przepełniona. Część rodziców takim zachowaniem jest oburzona. - To odwrócenie się od potrzebujących - mówią nam. Co na to miasto?
Zobacz wideo

Szkoła była rozważana jako miejsce zakwaterowania części ukraińskich rodzin - tak, jak ma to miejsce w kilku innych placówkach w Lublinie. Jednak część społeczności szkolnej zaprotestowała. W weekend powstała w tej sprawie petycja do prezydenta miasta.

"W imieniu całej społeczności szkolnej"

"Wnosimy o zaniechanie tworzenia punktu recepcyjnego dla uchodźców z Ukrainy na terenie Szkoły Podstawowej nr 16" - piszą autorzy petycji. Zwracają uwagę, że szkoła pęka w szwach, bo jest jedną z największych placówek w mieście, a lekcje kończą się bardzo późno. Odnoszą się też do czasu pandemii.

"Nasze dzieci nie miały stacjonarnych lekcji, brak było możliwości uprawiania sportu czy prowadzenia rzeczywistych lekcji wychowania fizycznego i korzystania z basenu szkolnego. Teraz, po ledwie krótkim okresie zwyczajnej pracy szkoły, pozbawienie naszych dzieci możliwości korzystania w pełni z infrastruktury szkolnej, a w szczególności z bazy sportowej (...) spowoduje dalsze pogorszenie ich kondycji i zdrowia" - czytamy w apelu do władz Lublina.

Petycja została umieszczona w dzienniku elektronicznym, z prośbą o podpisywanie się pod nią. Trafiła m.in. do Pawła Buczkowskiego, dziennikarza, a jednocześnie taty jednej z uczennic SP 16. Buczkowski jest również członkiem Rady Rodziców. Jak mówi, absolutnie nie zgadza się z zaprezentowanym w petycji podejściem i z tym, że jest to apel "całej społeczności szkolnej".

- To jest odwrócenie się plecami do osób potrzebujących i pokazanie młodzieży, że ich lekcja WF, ich wygoda, jest ważniejsza niż to, czy ktoś będzie nocował na dworcu kolejowym czy w miarę godnych warunkach w szkole - mówi Paweł Buczkowski. Nie kryje, że jest mu wstyd. - Przez wiele lat uważałem, że ta szkoła jest naprawdę bardzo dobrą szkołą, nadal tak uważam. Natomiast ta sytuacja całkowicie zmieniła moje postrzeganie tego, co myślę o osobach ją zarządzających. Wiem, że petycja wyszła z Rady Rodziców, natomiast wiem też, że pani dyrektor ją popiera, dlatego jest mi wstyd - mówi rodzic.

- To jest szokujące i niebywałe, że w sytuacji wojny, która rozgrywa się tak blisko nas, część pedagogów i rodziców patrzy tylko ze swojej perspektywy. Uważam, że takie osoby nie powinny zarządzać szkołą. Bo to jest karygodne. Zamiast pokazywać dzieciom, czym jest człowieczeństwo, pokazuje się im coś kompletnie odwrotnego - mówi inny z ojców.

Podobnych głosów jest więcej. "Jestem nauczycielem w SP16 - treść petycji nie była mi znana, absolutnie (!) się nie zgadzam z tym przekazem" - napisała na Facebooku Agata Poręba.

"Moje dzieci też chodzą do tej szkoły i w życiu nie podpiszę się pod tą petycją. Jak bardzo można się zawieść tak postępującą instytucją 'zaufania publicznego'. Właśnie tak. Jest mi bardzo przykro i wstyd. Nie wierzę w to, co przeczytałam" - to z kolei słowa jednej z mam, pani Beaty.

Co na to dyrektorka szkoły?

Dyrektor Ewa Barszcz - w rozmowie z TOK FM - podkreśla, że to petycja Rady Rodziców. Przyznaje, że ma takie samo zdanie. - Szkoła jest przepełniona, uczymy do godziny 18, w części sportowej są dwie sale lekcyjne, są szatnie dla uczniów klas sportowych. Jak my to mamy przeorganizować? - pyta dyrektorka. - Muszę zapewnić bezpieczeństwo i naukę moim dzieciom również, prawda? U nas jest ponad tysiąc dzieci. Proszę sobie wyobrazić, że te ponad tysiąc dzieci ma dwie sale lekcyjne mniej, a cztery klasy zostają bez szatni. I że uczniowie nie będą mogli korzystać z sali gimnastycznej - dodaje Ewa Barszcz.

Dyrektorka przekonuje, że zdaje sobie sprawę z trudnej sytuacji, w jakiej znajdują się nasi sąsiedzi, ale - jak dodaje - "są w Lublinie szkoły mniej obciążone, krócej uczące się i na razie nic się nie mówi o punktach recepcyjnych w tych szkołach". Dyrektor Barszcz podkreśla, że szkoła włącza się w pomaganie Ukrainie, ale w inny sposób, np. zbierając dary.

Wiceprezydent: Nie to nie

Mariusz Banach, wiceprezydent Lublina odpowiedzialny m.in. za oświatę, przez 25 lat był nauczycielem w Szkole Podstawowej nr 16. - Trudno mi zrozumieć argumenty, które padają [w petycji - red.] - komentuje. Podkreśla, że uchodźcy są w 10 lubelskich szkołach i miasto nigdzie wcześniej nie usłyszało odmowy. Co więcej, nauczyciele i rodzice uczniów angażują się w dyżury, sprawują opiekę nad gośćmi z Ukrainy, w pełni rozumiejąc sytuację, w jakiej ci ludzie się znaleźli.

- Lubelska oświata zareagowała fantastycznie. Do wszystkich szkół, do których dzwonię, słyszę "serdecznie zapraszamy". W tym przypadku - nie. Ale mamy w odwodzie dwie kolejne placówki i nam miejsca dla uchodźców nie zabraknie - zapewnia Banach. I dodaje, że w obliczu sprzeciwu nie ma mowy o skierowaniu uchodźców do Szkoły Podstawowej nr 16. - Nie ma w tej chwili o czym rozmawiać. Nie, to nie - mówi wiceprezydent.

Sprzeciw wobec uchodźców nie dziwi?

Piotr Skrzypczak ze Stowarzyszenia Homo Faber nie kryje, że osób do pomocy uchodźcom jest coraz mniej, bo wolontariusze powoli się wykruszają. Nie dziwi go stanowisko części szkolnej społeczności - jak mówi, trzeba o tym rozmawiać, by móc obalać argumenty drugiej strony.

- Rozumiem, że część rodziców i nauczycieli ma pewne obawy, że to nie będzie komfortowe dla ich dzieci. Ale sytuacja wojny jest doświadczeniem okrutnym, dramatycznym i trudnym. I musimy sobie odpowiedzieć na pytanie, czy jesteśmy w stanie zrezygnować z pewnego komfortu na jakiś czas, by pomóc ludziom w totalnym kryzysie, czy też chcemy zostać w pełnym komforcie, patrząc przez okno na to, jak inni cierpią - podsumowuje Skrzypczak.

DOSTĘP PREMIUM

WE WSPÓŁPRACY Z