Lublin. Uchodźcom oddała swój prywatny dom. Była noc, gdy spało tam ponad 100 osób

REKLAMA
Ulica Liliowa w Lublinie jest wielu uchodźcom z Ukrainy dobrze znana. Tu swój dom ma pani Olga - Białorusinka, mieszkająca w Polsce od lat. Po wybuchu wojny zdecydowała się przyjąć do siebie uchodźców. Miało być 10, ale szybko zaczęli dołączać kolejni. Była noc, gdy w domu pani Olgi spało ponad 100 osób.
REKLAMA
Zobacz wideo

Olga ma białoruskie korzenie, ale od wielu lat mieszka w Polsce. Mówi po polsku tak świetnie, że nawet nie słychać akcentu. Ściągnęła tu też mamę - Ludmiłę Adamowicz, która - po wyborach na Białorusi - brała udział w protestach przeciwko rządom Łukaszenki i jego polityce. Dlatego musiała z Białorusi wyjechać.

REKLAMA

Gdy w Ukrainie wybuchła wojna - pani Olga poinformowała, że przyjmie 10 uchodźców. Na odzew nie trzeba było długo czekać. - Syn został w Mińsku i zadzwonił, że wysłał do nas znajomych z Ukrainy. Potem znajomy znajomych i tak poszło - wspominają nasze rozmówczynie.

- Co jest najtrudniejsze? Patrzeć w oczy tym ludziom, którzy do nas docierają i wciąż nie rozumieją, co się dzieje. Mówię, by nie tracili nadziei. Że nie można wpadać w panikę, bo będzie jeszcze gorzej. Trzeba to przeżyć - mówi Ludmiła Adamowicz. - Wiele osób siedzi w telefonach. Sprawdzają, czy ich dom został zbombardowany, czy stoi. Czasami słyszę radość "O, jeszcze stoi" - dodaje. Przyznaje, że niektóre historie opowiadane przez ich gości są jak z "najgorszego wojennego filmu". 

- To zostanie z nami do końca życia. To są rzeczy, których nie chcieliśmy zobaczyć, nie chcieliśmy usłyszeć. To jest wojna - mówi z kolei Marcin Pszenniak, znajomy, który pomaga pani Oldze. Poznali się dwa tygodnie temu, gdy przywiózł na Liliową siedmioosobową rodzinę z Ukrainy. - Dziś, gdy widzimy się po 16 godzin dziennie i wspólnie pomagamy, mówimy sobie, że Olga to moja wojenna żona - śmieje się.

W domu przy Liliowej 5 (adres jest publicznie znany, podany też w nazwie grupy na Facebooku)  stworzono miejsce do spania dla dużej grupy Ukrainek i Ukraińców. Najczęściej na krótko, choć są też rodziny, które zamieszkały na dłużej. Olga w tym czasie pomieszkuje w pobliskim hotelu. Pomieszkuje, bo tak naprawdę niemal non stop jest na Liliowej i pomaga.

REKLAMA

- Jesteśmy w kontakcie z wieloma osobami. Głównie z prywatnymi ludźmi, którzy jeżdżą na granicę, przywożą uchodźców. Mamy mnóstwo darów. Ludzie nas wspierają. Pomagamy sobie, mam nadzieję, że siły wystarczy nam na bardzo długo. Gotują dziewczyny, które zamieszkały u nas na stałe, zgodziły się i włączyły w pomaganie. Są też restauracje, które dowożą jedzenie. Staramy się nikogo nie wypuszczać głodnym - opowiada inny z koordynatorów Łukasz Stoma.

Myślą, że to się zaraz skończy

Na Liliową dzwonią ludzie m.in. z Niemiec, Belgii czy Holandii - wszyscy też chcą pomóc. Przywożą dary, a czasami zabierają ukraińskie rodziny do siebie. Tak było w przypadku burmistrza jednego z niemieckich miast, który skontaktował się z wolontariuszami z Lublina i powiedział, że zorganizował u siebie miejsca dla kilkudziesięciu osób. Pojechały.

Moi rozmówcy potwierdzają jednak to, o czym słyszymy od dawna - bardzo wiele rodzin nie chce wyjeżdżać z Lublina. Chcą być jak najbliżej granicy, bo wierzą, że wojna zaraz się skończy i będą mogły wrócić do domu.

- Wiemy, że Lublin się po prostu zapycha. Nie ma mieszkań, brakuje miejsc noclegowych na stałe. Ci ludzie chcą tu zostać. My to rozumiemy, ale rozmawiamy z nimi i tłumaczymy, że taka jest potrzeba, muszą jechać dalej, musimy zwolnić miejsce dla innych - mówi Marcin Pszenniak. Chodzi o osoby, które w dalszym ciągu docierają do Lublina z granicy, są zmęczone, wykończone i też potrzebują miejsca, by odpocząć i się przespać, choćby przez kilka godzin.

REKLAMA

Nas rozmówcy przyznają, że wielu Ukraińców złudnie wierzy, że wróci do domu za tydzień czy dwa. Że to wszystko tylko na chwilę. Niektórzy są w szoku, nie do końca mają świadomość, co się dzieje i że być może nie będą mieli do czego wracać. Obecnie do Lublina zaczyna docierać coraz więcej ludzi z Charkowa.

REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA

TOK FM PREMIUM

REKLAMA
REKLAMA
Copyright © Grupa Radiowa Agory