Tu trafiają po przekroczeniu granicy. "Jest mnóstwo dzieci, często bardzo małych. Nie rozumieją, co się wydarzyło"
Jesteśmy w jednych z punktów recepcyjnych na obrzeżach Dorohuska, w barokowym Pałacu Suchodolskich. Spotykamy tu pięcioletnią Malwę. Jest z mamą, starszym bratem i babcią. Przyjechali z Kijowa. Dziewczynka jest wesoła, wszędzie jej pełno, z zaangażowaniem śpiewa ukraińską piosenkę. - Malwa śpiewała w chórze, przy operze kijowskiej. Nie rozumie, co się wydarzyło. Nie wie, że być może nie będzie już powrotu do tamtego życia - mówi Anna, jej mama, reżyserka filmów dokumentalnych.
Rodzina wyjechała ze stolicy Ukrainy w czwartek rano, tuż po pierwszych odgłosach wybuchów. - Uciekaliśmy wiele kilometrów. Byle się uratować. Jedziemy do Warszawy, do znajomej mojej koleżanki. Nie znamy się, ale powiedziała, że nas przyjmie - opowiada nam Anna. - Dlaczego doszło do tej wojny? Dlaczego Putin nam to robi? Dlaczego nie mamy prawa żyć w pokoju, tak jak inni? - dodaje siedząca obok Lena, babcia Malwy.
Rodzina do tutejszego punktu wstąpiła na chwilę, prosto z granicy. Od polskiej Straży Granicznej dostali informację, że mogą tu odpocząć, przespać się, zjeść coś ciepłego, napić kawy czy herbaty. - Odpoczniemy chwilę i jedziemy dalej. Na granicy staliśmy ponad 20 godzin - opowiadają kobiety.
Takich rodzin są tysiące. Jadą do Polski, byle dalej od wojny. To głównie matki z dziećmi. Ojcowie musieli - ale często też po prostu chcieli - zostać i walczyć o swój kraj.
W ośrodkach recepcyjnych jest mnóstwo dzieci, często bardzo małych. Część z nich - tak jak Malwa - nie rozumie, co się dzieje i dlaczego znalazły się w miejscu, w którym obcy ludzie mówią w języku, którego nie znają. - Dzieci jest mnóstwo. Są wspaniałe, takie jak nasze. Bawią się, skaczą, biegają. Część ich rodziców płacze, bo emocje są ogromne, ale płaczą też Polacy, którzy przyjeżdżają pomagać. Wczoraj był pan, który przyjechał z drugiego końca Polski. Nie mógł ze wzruszenia opanować łez - opowiada Joanna, wolontariuszka.
- Odbiór społeczny Polaków jest niesamowity, jesteśmy bardzo mile zaskoczeni. Ludzie przyjeżdżają z Warszawy, Gdańska, Białegostoku. Chcą zabierać te rodziny do swoich domów. Przywożą środki czystości, żywność. Nie spodziewaliśmy się, że będzie to na taką skalę. A wiem, że w innych ośrodkach recepcyjnych jest taka sama sytuacja - dodaje z kolei wójt Dorohuska Wojciech Sawa.
Pomoc psychologa, lekarza i weterynarza
W ośrodku recepcyjnym przygotowane są łóżka polowe. Okoliczni mieszkańcy pieką ciasta i przygotowują kanapki. Jest woda, soki, owoce, coś na ciepło. Są też tłumacze, możliwość rozmowy z psychologiem, ale również - uzyskania pomocy medycznej. - Czasami kontakt z lekarzem jest potrzebny, bo niektóre dzieci są przeziębione, z gorączką, po długim oczekiwaniu na granicy - mówi nam jeden z wolontariuszy.
- Mamy też lekarza weterynarii, do którego dzwonimy, gdy jest taka potrzeba i on przyjeżdża. Bo zdarzają się uchodźcy z psem czy kotem. Jeśli zwierzak nie ma paszportu czy czipa, musi go zobaczyć weterynarz - mówi wójt gminy Dorohusk.
Ośrodek w Dorohusku Anna Gmiterek-Zabłocka
Przez cztery ośrodki recepcyjne na Lubelszczyźnie przeszło od czwartku kilka tysięcy ludzi. Będzie więcej, bo kolejki na granicy - na wjazd do Polski - są wciąż bardzo duże. Większość ukraińskich rodzin, które pojawiają się w ośrodkach - trafia tu tylko na chwilę. Bo najczęściej mają znajomych czy krewnych, którzy zabierają ich do siebie.
Ci, którzy nie mają gdzie jechać, są rozwożeni do miejsc stałego pobytu, przygotowanych przez poszczególne gminy i powiaty. Są to bursy szkolne, internaty, hotele, hostele, rzadziej - mieszkania prywatne. Jak mówi wojewoda lubelski Lech Sprawka, w pierwszych dniach od wybuchu wojny część osób odwieziono zorganizowanym transportem z Lubelszczyzny m.in. na Warmię i Mazury oraz do Wielkopolski. Tam mogą zostać na dłużej, ile tylko będą potrzebować.
Ośrodków recepcyjnych będzie więcej. Wojewoda lubelski zapowiedział w sobotę, że na Lubelszczyźnie powstaną trzy kolejne, m.in. w Hrubieszowie i Tomaszowie Lubelskim.
- Co Rosja ma u polskich granic? Ekspert wybuchnął śmiechem. "Ta rozmowa może trwać 30 sekund"
- Kultowa polska firma poszła pod młotek. Nie ma chętnych na ratunek
- Awantura na konferencji. Poszło o aferę wizową. Schreiber nie wytrzymał. "To jakaś komedia jest"
- Maryja z tęczową aureolą obraża uczucia religijne? Sąd nie miał wątpliwości
- Tajemnicza dymisja generała Gromadzińskiego. "Złote dziecko" Błaszczaka
- Czekoflacja zje nam święta? Ceny słodyczy idą w górę jak szalone
- Rada nadzorcza powołała nowego prezesa PZU. Kim jest Artur Olech?
- Radioaktywny defektoskop w Krakowie wciąż poszukiwany. Wyznaczyli nagrodę
- Wyborcy się niecierpliwią. Największe kłopoty ma Trzecia Droga [RAPORT]
- ChatGPT zastąpi lekarzy? Sztuczna inteligencja jest 10 razy szybsza