"Księgowa mi wyliczyła, że nie dam rady". W Lublinie przedsiębiorcy masowo składają wnioski o zawieszenie działalności
Pani Anna prowadziła kwiaciarnię w małej miejscowości pod Lublinem. Zamknęła ją od stycznia. Jak mówi, z jednej strony dobiła ją pandemia, a z drugiej - wprowadzane przez rząd zmiany w podatkach i podwyżki cen. - Pandemia spowodowała, że klientów było coraz mniej. W czasie lockdownów nie było wesel, więc i bukietów nikt nie potrzebował. W pogrzebach też mogła brać udział ograniczona liczba osób i nie zamawiano już tylu wieńców, co wcześniej. Do tego doszły te wszystkie zmiany, w których nawet księgowi nie mogą się połapać - rozkłada ręce nasza rozmówczyni. Na razie nie wie, co będzie dalej robić. Lokal, w którym prowadziła kwiaciarnię, wystawiła na sprzedaż.
Z prowadzenia działalności zrezygnowała też pani Ewa. Miała sklepik z gastronomią - pierogi, krokiety, sałatki. - Księgowa mi wyliczyła, że nie dam rady. A jeszcze ten rachunek za gaz, ponad dwa razy wyższy niż do tej pory. U mnie to koniec - mówi.
Marek Jurycki - prezes Cechu Piekarzy, Cukierników i Restauratorów w Lublinie - przyznaje, że dostaje mnóstwo głosów od przedsiębiorców. Są załamani tym, co ich spotkało. - Jak można wytrzymać podwyżkę cen gazu o 700 czy 800 procent? - pyta, powołując się na przykład słynnej Piekarni Kuźmiuk, o której pisaliśmy na naszym portalu.
- Mamy podwyżki cen prądu. Ceny surowców też poszły w górę. Mówię tu choćby o mące, która podrożała o 100 procent. Mam dane o firmach, które już się zamknęły i zamkną się następne - przewiduje Jurycki. Nie chce podawać przykładów, by nikogo nie wskazywać palcem. Ale wiadomo, że najtrudniej jest tam, gdzie zużywa się dużo gazu i gdzie podwyżki opłat są najwyższe. - To są ludzkie dramaty, bo zamykają się firmy 30- czy 40-letnie, które przetrwały różne sytuacje, a dziś się muszą zamknąć, bo nie są w stanie wytrzymać tak dużego skoku kosztów - dodaje nasz rozmówca.
Zwraca uwagę, że część firm znalazła się w kropce też z innego powodu. Bo jeśli przedsiębiorca skorzystał z unijnego wsparcia i kupił na przykład linię produkcyjną, to teraz musi utrzymać firmę przez określony czas. Jeśli wcześniej ją zlikwiduje, będzie musiał oddać otrzymaną dotację. - Skąd na to wszystko wziąć pieniądze? - pyta Jurycki.
W samym Lublinie w styczniu 2022 roku przedsiębiorcy złożyli w urzędzie miasta ponad 50 wniosków o zawieszenie działalności. To jednak nie oddaje skali problemu. - Dane te nie są miarodajne, gdyż lubelski przedsiębiorca może złożyć taki wniosek w każdym dowolnym urzędzie gminy w kraju. Brak jest właściwości miejscowej dla tej usługi - informuje Monika Głazik z lubelskiego magistratu. Miasto nie ma też dostępu do informacji, ilu przedsiębiorców zawiesiło czy wyrejestrowało działalność przez internet, a nieoficjalnie wiadomo, że takich przypadków jest sporo.
Pomysł na pomoc rzemieślnikom?
W trudnej sytuacji - przez pandemię i wysoką inflację - znaleźli się też lubelscy rzemieślnicy: kaletnicy czy szewcy. Jeden z radnych - Marcin Nowak - zaapelował, by obniżyć im stawki czynszu, jeśli prowadzą działalność w lokalach miejskich.
"Część z nich, wobec zaistniałych okoliczności, zmuszona została do zaprzestania działalności, inni na skutek czynników epidemiczno-ekonomicznych rozważają taki scenariusz (...). Mamy do czynienia z zawodami ginącymi, takimi jak czapkarz, kaletnik, pozłotnik, których odtworzenie w miejskim krwiobiegu, już dziś stanowi potężny problem. Jestem przekonany, że bez zastosowania gminnych działań pomocowych, część z nich niestety na trwale zniknie z rynku" - napisał Nowak w interpelacji do prezydenta Lublina Krzysztofa Żuka. Decyzji na razie jeszcze nie ma.
- Tak jak inni moi znajomi rzemieślnicy, mam w tej chwili pełno obaw. Nie wiem, co mnie czeka w związku z Polskim Ładem - mówi nam Tomasz Okoń, który od 30 lat zajmuje się naprawą i renowacją przedmiotów zabytkowych i artystycznych. - Mam nadzieję, że po tylu latach prowadzenia firmy uda mi się przetrwać. Dlatego w imieniu lubelskich rzemieślników poprosiłem o obniżenie nam czynszów - informuje. Nie kryje, że w związku z pandemią klientów jest coraz mniej, a prowadzenie działalności jest coraz trudniejsze. Do tej pory sam "ogarniał" sprawy księgowe - w tej chwili prawdopodobnie będzie musiał poprosić o wsparcie.
Z prowadzenia działalności gospodarczej zrezygnował już pan Jarosław, który prowadził działania artystyczne, m.in. w przedszkolach. Jak mówi, skonsultował się ze znajomymi ekonomistami i uznał, że dalsze prowadzenie firmy nie będzie mu się opłacać. Między innymi z uwagi na wysoką składkę zdrowotną i brak możliwości jej odliczenia. - Nie zaprzestanę moich działań, ale będę to robił na umowę o dzieło - mówi.
- Przeszukanie u Ziobry to "Pegasus Plus". "Miało być lepiej, a nie jest"
- Tajemniczy wpis Tuska. O kim mówi premier? "Nie wiem, czy chcę się dzielić nazwiskami"
- Zamkną popularną atrakcję w Beskidach? "Wszyscy nas zbywają"
- "Tusk byłby fujarą". Sprawa Glapińskiego nie musi skończyć się przed Trybunałem Stanu
- Burza wokół Ewy Wrzosek i jej walki o TVP. "Na to pytanie nie chce odpowiedzieć"
- Abp Jędraszewski znów o sobie przypomniał. Padły skandaliczne słowa. "Szkodliwe"
- Zmiana czasu w marcu może być niebezpieczna? Lista skutków ubocznych jest długa
- Duda "po prostu nie lubi kobiet". "Cofa nas cywilizacyjnie"
- Na Muranowie protestują przeciwko budowie apartamentowca. "Będziemy mieszkać w norach"
- Japonia. Pięć osób nie żyje, ponad sto w szpitalu. Wszystko przez ten suplement