"Szykuje się życie na kartonach". Lokatorzy TBS-ów na Bemowie nie zgadzają na nowe stawki czynszu

REKLAMA
Mieli się wprowadzić do tanich mieszkań na wynajem, a będą płacić niemal tyle co na rynku komercyjnym. Mieszkańcy nowych bloków TBS na warszawskim Bemowie protestują przeciwko stawkom czynszu zaproponowanym przez miejską spółkę. Tuż przed odebraniem kluczy dowiedzieli się, że opłaty za mieszkanie wzrosną z obiecanych wcześniej 25 zł do 35 zł za metr kwadratowy. To maksymalna możliwa stawka.
REKLAMA
Zobacz wideo

- Szykuje się życie na kartonach. Nie będziemy już mieli na montaż kuchni i szaf - mówi wykładowca akademicki Piotr Szenajch. Dla niego i jego rodziny nowa stawka oznacza 3,2 tys. zł samego czynszu, bez opłat za media. Jego zdaniem to zaprzeczenie idei TBS-ów, mających oferować tanie mieszkania na wynajem dla średnio zarabiających. Wśród sąsiadów są: pielęgniarka, nauczyciele, listonosz czy kucharka w przedszkolu. Niektórzy musieli wziąć kredyt na tzw. wkład partycypacyjny. Jeśli zrezygnują, spółka TBS Warszawa Północ potrąci im 5 proc. kary umownej.

REKLAMA

- Teraz za 60 metrów kwadratowych u prywatnego właściciela, w nowym budownictwie i przy stacji metra, płacimy 2,5 tys. złotych. Przeprowadzamy się wprawdzie do trochę większego mieszkania, ale będziemy płacić 3,2 tys. złotych za mieszkanie, które w jednej trzeciej sfinansowaliśmy całymi naszymi życiowymi oszczędnościami - podkreśla Szenajch.

Mieszkańcy zauważają, że we wszystkich innych TBS-ach na terenie Warszawy jest dużo taniej, nie mówiąc już o stawkach w innych miastach. Nie godzą się też na to, żeby miejska spółka przerzucała na nich swoje problemy finansowe. Na budowę bloków spółka TBS Warszawa Północ wzięła kredyt ze zmiennym oprocentowaniem w Banku Gospodarstwa Krajowego. Gdy stopy procentowe poszły w górę, oprocentowanie wzrosło z 0,24 proc. do 6,93 proc., a rata kredytu poszybowała.

Mieszkańcy, wspierani przez działaczy partii Razem i radnych Lewicy, apelują w piśmie do prezydenta Rafała Trzaskowskiego i spółki TBS Warszawa Północ o pilne działania naprawcze, w tym dokapitalizowanie inwestycji w celu nadpłaty kredytu i ponownego przeliczenia czynszu.

Miejscy urzędnicy rozkładają ręce. Rzeczniczka ratusza twierdzi, że miasto już dwa razy interweniowało w Ministerstwie Rozwoju, proponując wprowadzenie stałego oprocentowania dla TBS-ów, na poziomie 2 proc. Na razie bez skutku. - Mamy dosyć ograniczone możliwości z punktu widzenia przepisów - podkreśla Monika Beuth. - Myślimy nad tym, co można jeszcze w ramach TBS-u ulokować, np. jakąś instytucję miejską, która mogłaby wziąć na siebie część tych kosztów, żeby ulżyć mieszkańcom. Staramy się, ale mamy ograniczone ruchy, stąd nasza interwencja w ministerstwie - dodaje.

REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA

TOK FM PREMIUM

REKLAMA
REKLAMA
Copyright © Grupa Radiowa Agory