Z autokaru robią mobilny szpital, który wyślą do Kijowa. "Entuzjazm pana Witka wciągnął i mnie"
Hala produkcyjna w Henrykowie pod Piasecznem widziała już niejedno, ale szpital na kółkach to dla niej nowość, a dla pracowników nie lada wyzwanie. Firma Arkom od lat specjalizuje się w nietypowych zabudowach. - Przerabialiśmy wcześniej autobus na rentgenobus, robiliśmy mniejsze pojazdy - karetki, sanitarki, ale autobus z salą operacyjną robimy po raz pierwszy - mówi Magdalena Sotomska, przedstawicielka firmy. - Możemy to ewentualnie porównać z salą operacyjną, którą robiliśmy na statku - dodaje.
Wśród największych trudności towarzyszących przebudowie wymienia ograniczoną przestrzeń czy konieczność wyciszenia oraz niwelacji drgań agregatu zasilającego autobus w prąd.
W środku zostanie wydzielona sala operacyjna. Po środku stanie stół. Sam jego montaż jest już wyzwaniem. - On waży 200 kilogramów - mówi Sotomska. - W przypadku kolizji drogowej mógłby być niebezpieczny jak pocisk wystrzelony z pistoletu, więc trzeba go tak zamontować, żeby autobus nie tylko służył do ratowania ludzi, ale był też dla nich bezpieczny - mówi.
Do tego trzeba zrobić izolację czy położyć ściany z laminatu, żeby móc je łatwo dezynfekować. Firma zapewnia, że ma za sobą już 75 proc. prac.
W mobilnym szpitalu stanie stół operacyjny Krzysztof Horwat
- Na początku nie mieliśmy zielonego pojęcia, z czym się to wiąże i jakie bariery nas czekają - przyznaje Witold Wójcik. To - jak mówią niektórzy - człowiek orkiestra. Ma agencję pracy tymczasowej, prowadzi lokalny portal charytatywny, robi filmy, jest prezesem fundacji Telewizja Pomaga, która zbiera pieniądze dla potrzebujących. Pomysł na mobilny szpital urodził się podczas jego zeszłorocznej wizyty w Kijowie. - Trafiłem na fundację Szpital na Majdanie, która stwierdziła, że najbardziej potrzebny jest mobilny szpital - mówi Wójcik. - Już w drodze powrotnej dzwoniłem do Barbary, żeby zapytać, czy temu sprostamy. Usłyszałem: dawaj, szybko wracaj i działamy - wspomina.
Barbara Lipska na co dzień pracuje jako pedagożka w Zespole Szkół w Grójcu. - Mam nadzieję, że jak najszybciej to zrobimy, bo autokar jest tam na wojnie potrzebny - mówi. - Widzimy, że to zainteresowanie pomocą Ukrainie jest dużo mniejsze, ale my jesteśmy taką fajna drużyną, napędzamy się wzajemnie, lubimy pomagać, więc dokończymy to - dodaje Lipska.
W tej drużynie, oprócz Basi i Witka, jest kilkanaście innych osób z powiatu grójeckiego. Zbiórki pieniędzy prowadzili, organizując koncerty, imprezy i kiermasze w różnych miejscowościach w regionie. Przy okazji pukali do kolejnych instytucji i firm. Szybko się okazało, że mają sporo szczęścia do ludzi, dzięki którym udało się znacząco obniżyć koszty przedsięwzięcia. Autokar dostali za połowę ceny rynkowej w firmie pod Janowem Lubelskim, a stół operacyjny przekazał im samorząd województwa mazowieckiego.
Wygląda na to, że w kwestii zapłaty za wykonanie szpitala też pójdzie gładko. - Środki są bardzo skromne, z tego co wiem, więc będziemy musieli sporo do tego dołożyć - mówi Jarosław Sotomski, właściciel Arkomu. - Cel jest jednak szlachetny, entuzjazm pana Witka wciągnął i mnie - dodaje przedsiębiorca.
Grójec pomaga
Autokar to nie lada wyzwanie, ale kilkanaście kilometrów od Henrykowa - w Grójcu - też jest co robić. Rok temu - po wybuchu wojny - w mieście i okolicznych miejscowościach Ukraińców zaczęło przybywać. Przyjeżdżali do rodzin, które od lat pracują w okolicznych sadach i u lokalnych przedsiębiorców. Witold Wójcik i Barbara Lipska od razu ruszyli z pomocą.
- W momencie wybuchu wojny byłem w Wiśle, na nartach z dziećmi. Przyjechałem do Nowego Miasta nad Pilicą i już czekała na mnie moja koleżanka Basia z grupą około 20 Ukraińców, których umieszczaliśmy w moim hoteliku. To taki dom dla pracowników - wyjaśnia Wójcik. Po tygodniu już było 80 osób.
Wtedy panem Witkiem zainteresowały się media. Informowały o sadowniku z Grójca, który przyjął pod swój dach 80-cioosbową grupę uchodźców. Nigdy co prawda sadu nie miał, ale nie próbował tego prostować. - Przynajmniej Grójec został zauważony - śmieje się Wójcik.
Witold Wójcik, aktywista z Grójca Krzysztof Horwat
W tym samym czasie Barbara Lipska uruchomiła w swojej szkole punkt zbiórki darów dla Ukraińców. - To było piorunujące tempo - mówi. - Usłyszałam w radiu, że zaczęła się wojna i Ukraińcy zaczynają przechodzić granicę, więc zadzwoniłam do mojego dyrektora i zapytałam, czy możemy zrobić magazyn, do którego ludzie będą przynosić paczki, żywność. Od razu się zgodził - dodaje.
Wtedy panią Barbarę poznała Anna Jakubowska, Ukrainka mieszkająca od czterech lat w Grójcu. Akurat przyjechała do niej siostra z Charkowa, która potrzebowała pomocy dla swoich córek. Nadal mieszkają w Grójcu. Za to pani Anna od pół roku, razem z koleżankami, prowadzi salon fryzjersko-kosmetyczny na osiedlu, na którym mieszka Lipska. - Razem łatwiej utrzymać biznes - mówi. - Przychodzą klienci i z Polski, i z Ukrainy, nieco więcej tych drugich - dodaje. Lipska zauważa, że salon pełni też trochę rolę lokalnego centrum spotkań dla Ukrainek z okolicy.
Szkoła Barbary nadal pomaga, jak może. Właśnie trwają w niej zimowe półkolonie dla ukraińskich i polskich dzieci, organizowane we współpracy z fundacją "Koalicja dla Młodych" z Białobrzegów. Są zajęcia kreatywne, gry, wycieczki do kina i na basen, zajęcia z psychologiem.
- Co mam robić w domu! Tutaj mogę grać z kolegami - mówi Oleg.
- To dopiero drugie zajęcia, a grupa się już zgrała. Fajnie, że jest taka mieszanka ludzi - dodaje Karolina.
Część uczestników półkolonii to dzieci, które na zajęcia dowozi - 35 km z Nowego Miasta nad Pilicą - Witold Wójcik. - Wciąż jest u mnie ponad 30 osób, w tym 15 dzieci - mówi. Jak tłumaczy, zimowy okres jest nieco gorszy pod względem pracy, więc osoby, które są u niego, pracują na zmianę co drugi dzień, głównie w sortowniach. Jest jednak pewny, że w maju wszystko się zmieni. - Okoliczni sadownicy będą ich potrzebować, więc nie będzie problemu - przekonuje.
I dodaje, że to właśnie ludzie z powiatu grójeckiego powinni świecić przykładem i pomagać jako pierwsi, bo to dzięki Ukraińcom wielu przedsiębiorców może prowadzić firmy.
"Grójec stoi naprawdę fajnymi ludźmi"
- Zawsze sobie mówię, że po kolejnej akcji nie będę już nic robić, ale po dwóch dniach znowu sobie coś wymyślę i działam, nie mogę usiedzieć na miejscu - mówi Barbara Lipska. - Potrafię też poderwać ludzi i zachęcić ich do zbiórek, ale zawsze powtarzam, że bez ludzi nic byśmy nie zrobili - dodaje.
- Grójec stoi naprawdę fajnymi ludźmi - mówi Witold Wójcik. - Mówią, że tu jest dużo badylarzy, bogatych ludzi. Może nie są tak bardzo bogaci. Są tak jak wszędzie, żyją od pierwszego do pierwszego, ale potrafią się podzielić - przekonuje.
Szpital na kółkach, który za kilka tygodni ma wyjechać z Grójca w kierunku Kijowa, będzie na to kolejnym dowodem.
-
"Roszczeniowe zetki" rozwścieczyły pracodawców. "Rozwydrzone dzieci, które nie dorosły do pracy"
-
Ludzie uciekają, a oni strzelają z armat. Ekspert o "chorej logice" Rosji
-
Francja. Atak nożownika. Sześć osób rannych, w tym czworo dzieci. "To tchórzostwo"
-
"Bujaj się Andrzej, robimy swoje". "Przetłumaczył" komentarz Kaczyńskiego na "paradę absurdu" Dudy
-
Chińczycy strącili najbogatszego człowieka świata. To zły prognostyk dla gospodarki
- Iga Świątek wygrała z Beatriz Haddad Maią. Polka w finale French Open
- Ujarzmić kobiece lęki. Czego i z jakiego powodu się boimy?
- "Kanibalizować" partie opozycyjne, czy nie? Symetryści bez ogródek o marszu 4 czerwca
- Abp Marek Jędraszewski w Boże Ciało nie zapomniał o polityce. Było o aborcji i "niektórych partiach"
- ETPC podjął decyzję w sprawie skargi ośmiu kobiet. Oskarżały Polskę o brak dostępu do aborcji