"Tu nikt mnie nie pytał, gdzie się widzę za kilka lat". Wbrew słowom władzy, nie ma zbyt wielu lekarskich powrotów z zagranicy

REKLAMA
Anna Gmiterek-Zabłocka
Dr Anna Borkowska, anestezjolożka, pracuje obecnie w dwóch szpitalach w Warszawie. Niedawno wróciła z Irlandii. Na pytanie, czy rozważa powrót do pracy za granicą, odpowiada krótko ''Na dziś nie wiem''. Warunków pracy w Polsce i w Irlandii, jak mówi, nie da się porównać. I - w jej przypadku - wcale nie chodzi o zarobki.
REKLAMA
Zobacz wideo

Anna Borkowska skończyła studia w 2010 roku. Rok później rozpoczęła specjalizację z anestezjologii. Jak mówi, przed wyjazdem do Irlandii pracowała miesięcznie nawet po 360 godzin. Po wyjeździe przekonała się, że można pracować mniej i mieć czas na inne sprawy. 

REKLAMA

W irlandzkich szpitalach spędziła dwa lata. Początkowo miała być rok, ale  została dłużej. Przyszła pandemia, a w tym czasie zaproponowano jej możliwość rozwoju, kierunkowy fellowship. Do pracy za granicą pojechała nie z powodów finansowych, ale po to, by poznać system ochrony zdrowia i dowiedzieć się, jak różni się od tego, który mamy w Polsce. Dziś mówi krótko: "u nas nie jest idealnie". - I jeśli to zauważamy, mamy dwie ścieżki. Możemy dać się zjeść przez frustrację albo wziąć sprawy w swoje ręce - stwierdza. 

"Co możemy dla ciebie zrobić?"

Borkowska opowiada, że zawód lekarza w Irlandii jest traktowany z należytym szacunkiem. Przełożonym zależy na tym, by medyk się rozwijał. W Polsce - jeśli lekarz chce się dokształcać, to najczęściej za własne, niemałe pieniądze.

Inna jest też atmosfera pracy. - W momencie, gdy pierwszego dnia weszłam do szpitala ze ściśniętym żołądkiem, bo tak się bardzo denerwowałam, zwykłe "How are you?" znaczyło dla mnie wtedy bardzo dużo - mówi. - Zaraz potem usłyszałam: "Co możemy dla ciebie zrobić? Gdzie się widzisz za pięć lat? Jak możemy ci pomóc?"- opowiada dr Borkowska. Pytano ją  też, w czym się chce specjalizować, bo anestezjologia i intensywna terapia ma też węższe specjalizacje.  

Przyznaje, że czuła się "zaopiekowana". - To było dla mnie niesamowite. Miałam wrażenie, że złapałam Boga za nogi. Udało mi się przyjechać z zagranicy, dostać pracę w szpitalu i to już jest sukces. A tu jeszcze dodatkowo słyszę pytanie: "Co możemy dla ciebie zrobić?". Właściwie nie umiałam odpowiedzieć, ponieważ w polskim systemie nikt mnie nigdy nie pytał, gdzie się widzę za kilka lat i jak mi można pomóc się realizować - przyznaje nasza rozmówczyni. 

REKLAMA

Mimo wszystko wróciła do Polski. Jak mówi, po prostu tęskniła. Podkreśla też, że emocjonalnie bardziej czuje się związana z polskimi pacjentami niż tymi z zagranicy. Mieszka w Warszawie i pracuje w dwóch szpitalach. Na dziś nie wie, czy znów wyjedzie. - Być może będę jeździć i wracać, by mieć szerszą perspektywę na to, co oferuje polski system ochrony zdrowia. A może, dzięki moim kontaktom, będę też pomagać kolegom, którzy są zainteresowani takimi wyjazdami - zastanawia się dr Borkowska. - Uważam, że warto wyjeżdża i wracać, by zmieniać polską medycynę na lepsze - dodaje pani doktor. 

Polscy lekarze za granicą. Co mówią liczby?

Z informacji TOK FM wynika, że stale rośnie liczba lekarzy, którzy wnioskują - w izbach lekarskich - o specjalne zaświadczenia, niezbędne do wyjazdu za granicę. Tylko do końca sierpnia dokument ten pobrało już blisko 700 lekarzy i lekarzy dentystów. Tymczasem w całym ubiegłym roku było to niespełna 500 zaświadczeń. Widać więc wyraźnie, że lekarze wyjeżdżają, a nie wracają - wbrew temu, co jeszcze we wrześniu mówił premier Mateusz Morawiecki.

- Znam tylko jednostkowe przypadki powrotów. Jeden z kolegów wrócił ze względów "sercowych", bo się zakochał w polskiej lekarce. Inny wrócił, bo ma tutaj starszych rodziców, którymi chciał się zająć. Natomiast znam dużo więcej lekarzy, którzy wyjechali z Polski i wciąż szykują się do wyjazdu - mówi prezes Naczelnej Rady Lekarskiej dr Łukasz Jankowski. 

Przeanalizowaliśmy, którzy lekarze (jakich specjalności) pobrali w tym roku zaświadczenia potrzebne do wyjazdu. Okazuje się, że najwięcej jest wśród nich anestezjologów, chirurgów, specjalistów chorób wewnętrznych czy kardiologów. Ale są też pediatrzy, położnicy, ortopedzi, a nawet psychiatrzy, w tym psychiatrzy dziecięcy.

REKLAMA

- To o tyle istotne, że aby wykonywać zawód psychiatry dziecięcego, potrzebna jest doskonała znajomość języka, ale też realiów kulturowych kraju, w którym się pracuje. To pokazuje wybitną determinację, by móc pracować w lepszych warunkach - mówi dr Jankowski. I przyznaje, że to szczególnie niepokojący trend zwłaszcza w sytuacji, gdy w Polsce tak bardzo brakuje psychiatrów dziecięcych. 

Dlaczego wyjeżdżają?

Zdaniem dra Jankowskiego, lekarze decydują się na wyjazd z kilku powodów. Boją się postępowań prokuratorskich, którymi się ich straszy za nawet drobny błąd. Chcą pracować w lepszych warunkach, ale też za lepsze pieniądze. Skarżą się również na pracę na kontraktach. - Można powiedzieć, że przy pacjencie stoi nie lekarz, a jednoosobowa działalność gospodarcza. To nie powinno tak wyglądać - tłumaczy. 

Jak to zmienić? - Sytuację poprawiłoby na przykład zmniejszenie wymagań biurokratycznych dla lekarzy, wprowadzenie nowoczesnych technologii w publicznym sektorze ochrony zdrowia, wprowadzenie zawodów pomocniczych, jak na przykład asystent lekarza czy uruchomienie instytucji konsylium lekarskiego w trybie teleinformatycznym, które pozwoliłoby na bieżąco, szybko konsultować przypadki pacjenta. To sprawiłoby, że nasza praca byłaby bardziej wydajna - mówi Jankowski.

- Niestety, w zamian zafundowano nam informację, że dwukrotnie zwiększy się nabór na studia [medyczne], a my mamy siedzieć cicho, bo każdy nasz krzyk rozpaczy dotyczący obniżania jakości kształcenia jest traktowany jako walka o nasze środowisko i nasze partykularne interesy, co nie jest prawdą - tłumaczy Jankowski. 

REKLAMA

Studenci medycyny też chcą jechać za granicę

Z badań realizowanych przez specjalny zespół badawczy - na czele z prof. Maciejem Duszczykiem z Uniwersytetu Warszawskiego - wynika, że plany wyjazdu ma mniej więcej jedna trzecia studentów ostatniego roku medycyny. Na razie badaniem objęto cztery uczelnie medyczne, ale kolejne uniwersytety chcą do tego dołączyć. Badanie ma być pogłębione, by dokładnie poznać motywacje studentów. 

Sprawdzano m.in., gdzie chcą jechać i z jakich powodów. Wśród przyczyn pojawiła się m.in. trudna sytuacja społeczno-polityczna w Polsce. Do tego dochodzą warunki pracy i płacy czy hejt na lekarzy. - Na szczęście studenci nie są jeszcze spakowani, a to oznacza, że można jeszcze w Polsce zrobić parę rzeczy, aby ich jednak zatrzymać - mówił prof. Duszczyk. 

REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA

TOK FM PREMIUM

REKLAMA
REKLAMA
Copyright © Grupa Radiowa Agory