W domku na wsi pod Warszawą uchodźczynie znalazły upragniony spokój. "Mamy tu wszystko"

REKLAMA
Anna Gmiterek-Zabłocka
Fundacja Otwarty Dialog stworzyła pod Warszawą Dom Mam. To pierwsze takie miejsce w Polsce. Wymyśliła je m.in. Agata Dziopa, wolontariuszka pomagająca uchodźcom na dworcu w stolicy. W domu jednorodzinnym na wsi zamieszkały ukraińskie kobiety z dziećmi. W sumie ponad 20 osób.
REKLAMA
Zobacz wideo

Dom Mam powstał w wynajętym domu jednorodzinnym w małej miejscowości Jakubowizna - godzinę drogi od Warszawy. Wokół mnóstwo zieleni, cisza, spokój. Jak mówi współwłaściciel domu Piotr Kuśmider, dom po dziadkach był szykowany dla pracowników okolicznych firm. - Ale wybuchła wojna i wszystko się zmieniło. Postanowiliśmy pomóc kobietom, które razem z dziećmi znalazły się w dramatycznej sytuacji - stwierdza. 

REKLAMA

Dom ma trzy kondygnacje, na każdej jest łazienka, kuchnia i pokoje. Na dwóch piętrach już mieszkają mamy z dziećmi, trzeci poziom jest właśnie remontowany, bo w kolejce do wprowadzenia się już czekają kolejne rodziny.  

Dom Mam Fundacji 'Otwarty Dialog'Dom Mam Fundacji 'Otwarty Dialog' Katarzyna Szczypska/ Fundacja 'Otwarty Dialog'

Natalia z Charkowa

Pani Natalia zamieszkała w Domu Mam dwa miesiące temu, razem z 13-letnią córką Nastką. Do Polski przyjechała z nimi również babcia - mama pani Natalii - ale po krótkim pobycie zdecydowała się wrócić do domu. - Nie dała się przekonać, by zostać. Bardzo tęskniła - słyszymy. 

Kobiety wyjechały z Charkowa w ciemno - nie wiedziały, gdzie trafią. Początkowo wolontariusze umieścili je w Hali Expo w Warszawie. W tłumie innych ludzi czekały, co będzie dalej. Tam poznały Agatę Dziopę, pomysłodawczynię Domu Mam. To ona im pomogła.  

REKLAMA

Założenie jest takie, że Dom Mam ma być miejscem stałego pobytu - nie na miesiąc czy dwa, ale na dłużej. Tyle, ile będzie potrzeba. Projekt realizuje Fundacja Otwarty Dialog. - Panie, które tu mieszkają, za nic nie płacą. My opłacamy czynsz, media. Płacimy też za zakupy - informuje Agata Dziopa.

Ukrainki swoje zakupy robią same - tak, by się usamodzielniać, mieć kontakt z językiem polskim, móc o sobie decydować. W Domu Mam mieszka ponad 20 osób, w tym młoda dziewczyna, która trzy tygodnie temu, już w Polsce, urodziła córeczkę.

Natalia mówi, że miejsce to pozwala stanąć na nogi. - Naprawdę, mamy tu wszystko - podkreśla. - Pomagamy sobie wzajemnie, możemy na sobie polegać - dodaje. Pytana, czy wróci do Charkowa, mówi, że nie wie. - Córka chodzi do szkoły, coraz lepiej mówi po polsku, ma tu kolegów i przyjaciół. Już czeka na 1 września, by po wakacjach wrócić do szkoły. Najważniejsze, że jesteśmy tu bezpieczne - cieszy się mama Nastki.

Nastolatka to pogodna, uśmiechnięta dziewczyna, która - jak sama mówi - czuje się w Polsce bardzo dobrze. Jest w kontakcie także z koleżankami z Charkowa. - Jak rozmawiamy, to mówią, że w Charkowie teraz się uspokoiło. Ale nie wiem, czy chcę wracać, mama też nie wie. Tam jest wojna, a tutaj mamy spokój. Choć za domem oczywiście tęsknimy - przyznaje dziewczynka. 

REKLAMA

Natalia podkreśla, że teraz najważniejsze dla niej jest znalezienie pracy. Przez dwa tygodnie jeździła do Warszawy, do jednego z renomowanych hoteli. Pracowała jako pokojówka. - Było ciężko, praca po 8-9 godzin dziennie - opowiada. Wynagrodzenie było niskie - 400 zł za tydzień pracy. Zrezygnowała. Dziś pracuje na wsi - pomaga w miejscowym bistro. Ale cały czas szuka też innego zajęcia.

Dom Mam Fundacji 'Otwarty Dialog'Dom Mam Fundacji 'Otwarty Dialog' Fot. Katarzyna Szczypska/ Fundacja 'Otwarty Dialog'

Slava, psycholog z Kijowa

Dom Mam to miejsce, w którym kobiety z dziećmi mogą liczyć na wsparcie, w tym na pomoc psychologiczną. Z dziećmi pracuje Wieczesław Konotopchyk, psycholog z Kijowa. Jak sam mówi, prowadzi terapię przez zabawę. Mamy okazję uczestniczyć w jednych zajęciach na rozładowanie emocji. Najpierw jest wspólne krzyczenie w poduszkę. Dzieci krzyczą najgłośniej, jak potrafią. - Co tak cicho? - śmieje się psycholog. Widać, że świetnie się rozumieją. 

W dużej misce rozpuszcza krochmal, dodaje mąkę, powstaje ciasto. Każde dziecko może ugniatać, formować figurki czy pierogi. Jednocześnie cały czas trwają rozmowy, o wszystkim. Tak samo jak w trakcie zajęć z malowania rękami. - Ostatnio malowali swoją rodzinę, dom. Jeden z chłopców narysował krew, dużo krwi - mówi Slava. To dla niego sygnał, że z tym konkretnym dzieckiem trzeba temat jeszcze bardziej przepracować. - Najważniejsze jest, by dzieci czuły we mnie opokę, pomoc. Muszą poczuć, że są w bezpiecznym miejscu, wśród dobrych ludzi, że nic im nie grozi. Najważniejsze jest to, co tu i teraz. Bezpieczeństwo i spokój - mówi psycholog.

REKLAMA

Jest w Domu Mam regularnie, raz lub dwa razy w tygodniu, dojeżdża tu z Warszawy. Co ważne, sam jest Ukraińcem, pochodzi z Kijowa, gdzie pracował jako psycholog i terapeuta. To, że rozmawia z dziećmi w ich języku - też jest dla nich niezwykle ważne. 

Alina z Zaporoża

29-letnia Alina przyjechała do Polski 6 marca, razem z 6-letnią córeczką Poliną. Jechały pociągiem przez ponad dobę, nie miały ze sobą nawet wody. - Nie wiedziałyśmy, co nas tutaj czeka. Przyjechałyśmy na Dworzec Warszawa Zachodnia, a stamtąd wolontariusze skierowali nas do Hali Expo. Tam był tłum ludzi, nie było czym oddychać. Córeczka płakała, chciała jeść, spać. Było ciężko - opowiada Alina. 

W Hali Expo spędziły pięć dni. - Jedna z moich znajomych przeczytała na Facebooku o Agacie i się z nią skontaktowała. Agata do mnie zadzwoniła i umówiłyśmy się, że zabierze mnie do tego Domu Mam. W międzyczasie w hali pojawili się złodzieje, zaczęłyśmy się bać - wspomina Ukrainka. 

Pani Alina zaufała Agacie. - Nie wiedziałam, gdzie jedziemy, ale czułam, że to będzie dobre miejsce. I tak jest - mówi. Podkreśla, że jej córka odżyła, chodzi do przedszkola, jest szczęśliwa. - Posadziłyśmy tutaj przy domu mnóstwo roślin: pomidory, ogórki, pietruszkę, cebulę. Ale, co najważniejsze, czuję się tutaj bezpiecznie. Bardzo bezpiecznie - mówi nam Ukrainka. Jak sama przyznaje, wojna zastała ją w bardzo trudnym momencie życia, tuż po rozstaniu z mężem.

REKLAMA

- W Ukrainie zostali moi rodzice. Jestem bezradna, że nie mam jak im pomóc. Jedyne co mogłam, to wysłać paczkę z jedzeniem. Prawie 20 kilogramów - mówi. - Paczka szła trzy tygodnie. Ale doszła, rodzice byli bardzo szczęśliwi. Bo tam na miejscu wszystkiego brakuje, do tego wszystko podrożało nawet pięć razy - dodaje nasza rozmówczyni. 

Alina dużo gotuje, lubi to robić. Nas powitała stertą naleśników. - Dzieci lubią naleśniki, do tego nasze ukraińskie syrniki, pierogi. Gotuję, wstaję codziennie o 6 rano i jestem w kuchni - opowiada. W Ukrainie pracowała w przedszkolu, m.in. z dziećmi w spektrum autyzmu. W Polsce na razie pracuje w miejscowym barze bistro i w pizzerii, ale wciąż szuka też innego zajęcia. 

Swietłana z obwodu dniepropietrowskiego

Swietłana, pracownica banku, na opuszczenie Ukrainy zdecydowała się późno, bo dopiero 6 kwietnia. Jak mówi, zbierała się do tego przez kilka tygodni. Miała naszykowaną walizkę, ale każdego dnia mówiła sobie "jeszcze dzień, jeszcze dwa". - Widziałam, jak moja 14-letnia córka bardzo to przeżywa. Nie mogła spać, była niespokojna. Zaczęła mnie prosić, abyśmy wyjechały. Mówiła, że się boi, że jest strasznie - opowiada Swietłana. 

Jak mówi, widziały wiele. Rakiety latały im nad głowami, uderzyły w jeden z pobliskich domów. Rodzina niemal codziennie po kilka godzin spędzała w piwnicy, chroniąc się przed wybuchami. - Byłyśmy w kontakcie ze znajomymi w Polsce. Wiedziałyśmy, gdzie jechać, choć oczywiście nic nie było stuprocentowe. Nie miałyśmy pewności, czy ktoś nas przyjmie, czy nie - opowiada. 

REKLAMA

Jak mówi, teraz czuje się już spokojnie i bezpiecznie. - Widzę też spokój w mojej córce, choć na razie nie chce iść do polskiej szkoły, uczy się tylko on-line. Dla mnie najważniejsze jest jej dobro - dodaje Swietłana. Przyznaje, że chciałaby zostać w Polsce na stałe. Chce się usamodzielnić, znaleźć dobrą pracę, mieszkanie. - Myślę, że tu będą jakieś perspektywy - mówi. 

Kampania z udziałem znanych aktorek, piosenkarek, dziennikarek

Jak mówi nam Katarzyna Szczypska z Fundacji Otwarty Dialog, fundacja chce zebrać milion złotych, by stworzyć kolejne takie Domy Mam, jak ten pod Warszawą. Liczy się każda złotówka, do zbiórki może dołączyć każdy.

Kampania nosi tytuł "To mogłam być ja" - wzięły w niej udział m.in. Magdalena Boczarska, Anna Dereszowska, Natalia Przybysz czy Barbara Kurdej-Szatan. 

REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA

TOK FM PREMIUM

REKLAMA
REKLAMA
Copyright © Grupa Radiowa Agory