Wychodziły z hal sportowych, by żyć na własną rękę. Teraz część Ukrainek tam wraca. "Te miejsca mogą stać się gettami"

REKLAMA
Anna Gmiterek-Zabłocka
Wiele Ukrainek, które opuściły wielkie centra pomocowe, stworzone po wybuchu wojny w Ukrainie, wraca do nich, ponieważ nie są w stanie poradzić sobie finansowo. - Miejsca zakwaterowania zbiorowego miały być miejscami na chwilę, a stały się dla wielu miejscami na stałe - mówią aktywiści.
REKLAMA

W obliczu wojny w Ukrainie do Polski wjechało ponad cztery miliony ludzi, w większości są to mamy z dziećmi. Pierwszą potrzebą był dla nich dach nad głową. By sprostać temu wyzwaniu, samorządy już od 24 lutego - na szybko - tworzyły miejsca noclegowe w dużych halach, w tym w salach gimnastycznych w szkołach, by dla wszystkich znalazło się łóżko. Wiele z takich centrów pomocowych wciąż działa.

REKLAMA

Psycholodzy jednak od dawna alarmują, że na dłuższą metę nie da się żyć w takich warunkach. Bez intymności, prywatności, wśród gwaru dzieci i dorosłych, niemal jak w kołchozie, gdzie na małej przestrzeni przebywa wiele osób. Po kilku tygodniach pobytu część kobiet decydowała się wziąć sprawy we własne ręce i szukać mieszkania czy pokoju do wynajęcia. Próbowały radzić sobie finansowo, walczyły o samodzielność. Dziś już wiemy, że m.in. we Wrocławiu niektóre wracają do wielkich hal, bo nie dają rady się utrzymać. 

- Miejsca zakwaterowania zbiorowego miały być miejscami na chwilę, a stały się dla wielu miejscami na stałe. Już są sytuacje, że osoby, które wyszły z tych miejsc, wracają do nich, bo nie są w stanie sobie finansowo poradzić - mówi wrocławska aktywistka Agnieszka Szczepaniak ze Stowarzyszenia Nomada. - Często chodzi o osoby, które mają mniejszy kapitał społeczny, bywają nieporadne życiowo. I dlatego jest zagrożenie, że te miejsca staną się gettami - dodaje nasza rozmówczyni. 

Osób, które będą tam wracać od lipca może być więcej. Bo może się okazać, że gdy znikną dopłaty dla Polaków goszczących u siebie uchodźców (czyli tzw. 40 plus), część Ukrainek i Ukraińców będzie się musiało z polskich domów wyprowadzić. Jeśli nie znajdą mieszkania za rozsądne pieniądze, trafią do "zbiorówek". 

Prawniczka Magdalena Nazimek-Rakoczy z Wrocławia zwraca uwagę na coś jeszcze - nawet jeśli ktoś mieszka w hali sportowej i jakoś sobie z tym radzi, nie wiadomo, jak długo takie miejsca w ogóle będą działały. - Przez jak długi okres samorządy będą je utrzymywać? Jak długo zapewnione będzie w nich wyżywienie dla ukraińskich rodzin? W ludziach jest strach, że w pewnym momencie to wszystko się zamknie i że oni sami wylądują na ulicy - mówi prawniczka, która od lat pomaga migrantom i migrantkom. 

REKLAMA

Wiadomo, że część kobiet z Ukrainy - z badań wynika, że jest to ponad 30 procent - podjęła pracę. Ale nie każda z mam zarabia tyle, by było ją stać na wynajęcie mieszkania na wolnym rynku. Poza tym we Wrocławiu od lipca Ukraińcy stracą możliwość darmowego podróżowania komunikacją miejską. 

Ukraińcy w Polsce mają za dobrze?

Nasi rozmówcy zwracają również uwagę, że będziemy się mierzyć z problemem mowy nienawiści wobec Ukraińców. O ile wcześniej jej podstawą były głównie zaszłości historyczne, o tyle teraz już zaczynają się pojawiać pretensje o to, że rodziny z Ukrainy dostają od Polski za dużo, że są priorytetowo traktowane, że trzeba to ukrócić.

- Pamiętajmy, że nawet gdy wojna w Ukrainie się skończy, część ludzi z nami zostanie. Musimy się nauczyć żyć razem, by dla każdego znalazło się miejsce. To jest duże wyzwanie, które przed nami - mówi aktywista Maciej Mandelt. - Oczekuję działań prewencyjnych, w tym przygotowania urzędników m.in. z Wrocławia, jak nie dyskryminować, ale też jak reagować na dyskryminację. A druga rzecz to podejście nas - społeczeństwa. Musimy wiedzieć, jakie mogą być konsekwencje mowy nienawiści. I nie mówię tylko o karach, ale o świadomości, jak bardzo to psuje nasze relacje, nasze życie - dodaje aktywista z Wrocławia. Jak tłumaczy, kluczowe są m.in. szkolenia wielokulturowe czy antydyskryminacyjne choćby dla urzędników i dla nauczycieli. 

To nie miało tyle trwać

Wiele osób, które po 24 lutego przybyły z Ukrainy do Polski, wierzyło, że wojna szybko się skończy i wrócą do domów. Tak się jednak nie  dzieje, dlatego miasto uruchomiło program wsparcia psychologicznego. Pomocy udzielają: Centrum Neuropsychiatrii "Neuromed" przy ul. Białowieskiej, Fundacja Kalejdoskop Kultur przy ul. Ruskiej oraz Dolnośląska Fundacja Alzheimerowska przy ul. Sikorskiego. Chodzi zarówno o porady psychologiczne, jak również możliwość udziału w specjalistycznych warsztatach i szkoleniach.  

REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA

DOSTĘP PREMIUM

REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA
Copyright © Grupa Radiowa Agory