Historycy usuwani z IPN idą do sądu pracy. Mówią o dyskryminacji i działaniach politycznych

Prof. Sławomir Łukasiewicz i dr Sławomir Poleszak pracowali w Instytucie Pamięci Narodowej od wielu lat. Musieli odejść, kiedy jednostką zaczął kierować nowy prezes Karol Nawrocki. Teraz składają pozwy w sądzie pracy. - Chcemy pokazać, że miały tutaj miejsce zagadnienia dyskryminujące, wprost związane z polityką - mówi ich pełnomocnik.
Zobacz wideo

Prof. Sławomir Łukasiewicz odszedł z winy pracodawcy, bo nie pozwolono mu łączyć pracy w IPN z pracą wykładowcy Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego. Wcześniej robił to przez ponad dziewięć lat, ale po przyjściu nowego prezesa - Karola Nawrockiego - nie dostał na to zgody. Portal OKO.press pisał, że powodem takiej reakcji władz IPN mógł być wewnętrzny donos zarzucający profesorowi, że ukrywa swoją przynależność do Instytutu podczas konferencji naukowych.

Z kolei dr Sławomir Poleszak został przez IPN zwolniony. Pracował tam ponad 20 lat. W wypowiedzeniu otrzymał informację, że jednostka utraciła do niego zaufanie. Instytutowi nie spodobały się m.in. wyniki badań i artykuły historyka dotyczące jednego z Żołnierzy Wyklętych - Józefa Franczaka, pseudonim "Laluś". Z ustaleń Poleszuka wynikało, że nie była to postać tak "kryształowa", jak wcześniej sądzono. Naukowiec podawał, że Franczak - w czasie wojny - miał strzelać do żydowskich partyzantów, a także uczestniczyć w ataku na Polaków ukrywających Żydów.

List w obronie wyżej wymienionych (a także innych) historyków wystosowało na początku grudnia do prezydenta Andrzeja Dudy najstarsze stowarzyszenie historyków amerykańskich. Napisano w nim, że badacze są nękani, straszeni zwolnieniem lub zmuszani do rezygnacji z pracy. Poparcie dla Poleszaka i Łukasiewicza wyrażali też inni historycy, o czym pisaliśmy więcej tu.

W sądzie pracy pojawiły się właśnie pozwy złożone zarówno przez dra Poleszaka, jak i prof. Łukasiewicza. - Przede wszystkim chcemy pokazać, że miały tutaj miejsce zagadnienia dyskryminujące, wprost związane z polityką. Zwróćmy uwagę - IPN to Instytut Pamięci Narodowej, a nie Instytut Propagandy Narodowej - mówi nam mecenas Rafał Choroszyński, który reprezentuje obu historyków.

- Jeżeli nawet pewne fakty historyczne są dla kogoś niewygodne, a są rzetelnie udokumentowane, oparte na źródłach, to nie mogą być krytykowane tylko dlatego, że są niezgodne z jakąś linią propagandową. Odróżnijmy propagandę od faktycznej rzeczowej pamięci historycznej - dodaje prawnik.

Dr Sławomir Poleszak dostał wypowiedzenie, ale wcześniej ukarano go karą porządkową za to, że bez zgody prezesa IPN prowadził portal historyczny (robił to całkowicie społecznie, poza czasem pracy). - Odwołaliśmy się od decyzji o ukaraniu. Wnieśliśmy też powództwo o ustalenie, że zgoda IPN na współpracę z portalem ohistorie.eu była zbędna. Jest też trzecie powództwo, które dotyczy przywrócenia do pracy. Wypowiedzenie, które pan doktor dostał, uznajemy za wadliwe, nie było ku temu przesłanek - wyjaśnia mec. Choroszyński.

Sytuacja profesora Łukasiewicza jest z punktu widzenia prawnego nieco inna. - W tym przypadku to pan profesor wystosował oświadczenie o rozwiązaniu stosunku pracy, bez wypowiedzenia, z winy pracodawcy. I dochodzi do kuriozalnych zachowań IPN, bo pan pełniący obowiązki dyrektora oświadczył, że nie uznaje tego wypowiedzenia - mówi adwokat. I dodaje, że mimo wypowiedzenia IPN przesyła profesorowi pensję i odmawia wydania świadectwa pracy. - Dlatego tutaj mamy m.in. powództwo o wydanie świadectwa pracy - precyzuje nasz rozmówca.

IPN - pytany przez nas, dlaczego wypłaca pensję i nie chce wydać świadectwa pracy profesorowi - odpowiada, że "w sprawie pana prof. Sławomira Łukasiewicza, stosunek pracy został wypowiedziany, ale nie upłynął termin wypowiedzenia".

Jeśli chodzi zaś o pozwy dra Poleszaka, instytut informuje krótko, że "nie zna treści pozwu, w szczególności treści żądania pozwu zatem w tej chwili nie może zająć stanowiska w tej sprawie".

Nowy prezes w IPN

Obaj historycy musieli odejść z IPN po tym, jak prezesem został Karol Nawrocki (tj. pod koniec maja), a do oddziału w Lublinie na kilka tygodni wprowadzony został pełniący obowiązki dyrektora Mateusz Kotecki. - To była osoba, która miała wykonać "czarną robotę", czyli usunąć niewygodnych pracowników. I na tym koniec - mówi nam anonimowo jedna z osób związanych z IPN.

Niebawem dyrektor w Lublinie ma być już inny. Funkcję tę 9 stycznia przejmie radny PiS z Lublina Robert Derewenda. Karol Nawrocki oficjalnie przedstawił go we wtorek (14 grudnia). - Jest gwarancją realizowania celów Instytutu Pamięci Narodowej - przekonywał. Derewenda to jeden z ekspertów ministra edukacji Przemysława Czarnka. Znalazł się choćby w zespole tworzącym założenia nowego przedmiotu w szkole o nazwie Historia i Teraźniejszość. 

Od prawej prezes IPN Karol Nawrocki i Robert Derewenda, nowy szef oddziału IPN w LublinieOd prawej prezes IPN Karol Nawrocki i Robert Derewenda, nowy szef oddziału IPN w Lublinie Fot. Jakub Orzechowski / Agencja Wyborcza.pl

Napisaliśmy do IPN prośbę o komentarz. Do momentu publikacji tekstu nie otrzymaliśmy odpowiedzi. 

DOSTĘP PREMIUM